Fourth

19 maj 2013

                Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Czuję się jakbym był bohaterem jednego z tych durnych filmów, które na siłę próbują trzymać w napięciu. Całe moje życie wywróciło się do góry nogami, a zadecydował o tym jeden jedyny incydent… Naprawdę, już wolałbym umrzeć w tej katastrofie, niż teraz znosić to wszystko. Ta bezsilność… To boli. Powiedziałbym, że z dnia na dzień coraz bardziej.
                Zaparłem się dłońmi o krawędź umywalki w łazience. Wpierw wpatrywałem się w swoje ręce, skutecznie próbując zapomnieć o lekkim bólu prawego ramienia, która po wypadku była złamana. Przez miesiąc jednak zdążyła się już zrosnąć – nie była to poważna kontuzja. Wreszcie pozbyłem się też uciążliwego gipsu, więc teraz odczuwałem lekkie swędzenie w tych okolicach. Uniosłem wzrok wyżej, na lustro, dokładnie przypatrując się swojej twarzy. Po zadrapaniach zostały już tylko różowawe smugi, siniaki zaś pomału zanikały. Nie przejmowałem się tym, że wyglądam źle, jakbym się z kimś pobił, czy coś w tym stylu. Znałem prawdę. Wiem, jak było.
                Przesunąłem opuszkiem palca wskazującego po wypukłej bliźnie ciągnącej się od brody, kawałek poprzez linię szczęki, kończącej się z boku szyi, w okolicach, gdzie zaczyna się wystająca kość obojczykowa. Tego znamienia nienawidziłem. Przypominało mi o tym wszystkim, co się wydarzyło. O tym, co dzieje się z Luhanem i także o tym, że ja wyszedłem z tego niemalże bez szwanku, nie licząc strat w psychice. Zacisnąłem mocno zęby, próbując uśpić kumulujące się we mnie emocje. Czułem się taki słaby, jakby ktoś pozbawił mnie połowy duszy.
                Zwinąłem dłonie w pięści, oderwawszy je wpierw od umywalki, po czym odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia. Miałem zamiar od razu udać się do pokoju; stawałem się chyba jakiś aspołeczny, nie miałem ochoty rozmawiać z kimkolwiek, szczególnie po ostatniej rozmowie z Lulu. W ogóle mogę go jeszcze tak nazywać…? Z cichym westchnieniem poszedłem w stronę sypialni, mając myśli zajęte jedną, konkretną osobą i wzrok wbity w podłogę. Po chwili poczułem, jak ktoś przytrzymuje mnie za ramiona, a potem kładzie dłoń ma moim czole.
                - Sehun… - Usłyszałem głos mamy i w tym też momencie podniosłem głowę, posyłając w jej stronę zbolałe spojrzenie. – Nie siedź cały czas w domu. Są wakacje.
                - Daj spokój… - mruknąłem, usilnie starając się nie uciec gdzieś wzorkiem albo w ogóle uciec z jej ramion. Doskonale wiedziałem, co chciała mi powiedzieć, przekazać: żebym sobie darował to wszystko.
                - Hunnie, no idź – ponowiła swoje przekonywania, ale ja tylko mocniej zacisnąłem zęby. Hunnie, Hunnie. Wspomnienia znowu wróciły; on tak do mnie mówił… Wyszarpnąłem się z jej uścisku chyba zbyt gwałtownie, widziałem w jej oczach urazę. Lecz nie mogłem mieć jej tego za złe, przecież chciała tylko dobrze dla mnie. Gdzieś podświadomie wiedziałem, że miała rację i powinienem się jej posłuchać. W końcu rodzice wiedzą najlepiej… Tylko dlaczego tego nie potrafiłem uczynić? Pomógłbym i sobie, i im, bo przecież każdy teraz musiał mnie znosić.
                Wyrzuty sumienia i żal nie chciały opuścić mnie ani na krok.
                - Przepraszam – powiedziałem na wydechu, po czym krótko ucałowałem jej policzek. – Ale proszę, nie zmuszaj mnie.
                Westchnęła ciężko, kręcąc głową, ale odsunęła się w bok i ruszyła do kuchni, zrezygnowana. Widząc, że dała mi na dzisiaj spokój, uchyliłem drzwi od swojego pokoju i wśliznąłem się do środka. Niemalże od razu zasiadłem do laptopa, czyli do przedmiotu, z którym ostatnio właściwie wcale się nie rozstawałem.
                Kompletnie nie potrafiłem skupić się na oglądanym filmie. Ciągle na myśl przychodziły mi zdarzenia z minionego miesiąca, nasze rozmowy, reakcje… Zastanawiałem się, czy nie reagowałem za ostro. Chociażby wtedy, w jego domu. Przecież nie był niczemu winien, na pewno tego nie chciał. Kto pragnąłby stracić pamięć? Uświadomiłem sobie, że właściwie ani razu nie starałem się postawić na jego miejscu, nie myślałem nad tym, jak się czuje, tylko starałem się na siłę przywrócić mu pamięć. Ma mi to za złe? Przepraszam Lulu, gdziekolwiek teraz twoje wspomnienia są. Chyba powinienem o nim zapomnieć, założyć, że mój Luhan już nie istnieje…
                Nie!
                Przecież tego nie chcę. Nie mogę tak po prostu zniknąć z jego życia. Nie da się go wymazać z pamięci tak, jak jemu to się przytrafiło. Tylko co mam, do cholery, zrobić?
                Z trzaskiem zamknąłem klapę laptopa, po czym ująłem twarz w obie ręce. Chciałem płakać, ale już nie potrafiłem. Łzy uparcie nie miały zamiaru spłynąć po moich policzkach, mnie tym samym skazując na katorgę. Wolałbym ryczeć, ryczeć jak dziecko, dać upust uczuciom. Dusiłem się tutaj, choć sam się na to skazałem. Chyba staję się hipokrytą.
                Podskoczyłem na fotelu, kiedy drzwi zaskrzypiały lekko i otworzyły się na oścież. Po chwili zza drzwi wynurzyła się ciemna czupryna, a zaraz potem głowa i cała postura Jongina. Spoglądał na mnie krytycznie, jak to już miał w zwyczaju. Teraz jeszcze jego oczy wyglądały tak, jakby ciskały we mnie małe pioruny. Był zły. Ja też byłem zły – prosiłem mamę, by nikogo nie wpuszczała. Dziękuję, mamo.
                - Kurwa mać, Sehun – warknął, zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Skrzywiłem się.
                - Nie przeklinaj mi tu – syknąłem, będąc coraz to bardziej wkurzony ma swoją rodzicielkę za złamanie danej mi obietnicy. Chyba nie bez powodu chciałem być sam. A Kai jedynie sprawi, ze zapanuje tutaj istny chaos i zgorszenie. A postanowił zacząć właśnie teraz.
                - Będę, bo mnie denerwujesz – powiedział już nieco mniej ostro. Podszedł bliżej i oparł się o moje biurko. – Zachowujesz się jak dzieciak. Albo jak kobieta w ciąży. Myślałem, że do jednego, jak i drugiego jest ci daleko. Myliłem się?
                - Najwidoczniej – odparłem niechętnie, stając się coraz bardziej zdenerwowany i zirytowany jego obecnością. Odwróciłem od niego wzrok, wbijając go w ścianę przed sobą i opierając plecy o oparcie fotela. Chłopak po chwili ujął mnie za podbródek i mocno go uniósł, tym samym zmuszając, bym to na nim zawiesił spojrzenie ciemnych oczu.
                - Swoją mamę możesz tak zbywać, ale mnie już niekoniecznie.
                - Nie mógłbyś mnie raz w życiu zrozumieć? – krzyknąłem, wyswobadzając się z jego uścisku. Kai uniósł wysoko brwi i ściągnął usta.
                - Rozumiem cię. Może ani ty, ani Luhan nie zauważyliście jeszcze, że też mam uczucia. – Spojrzałem na niego badawczo, czy mówi to dlatego, że go uraziłem (co niemalże graniczyło z cudem), czy chce we mnie po prostu wzbudzić poczucie winy (którego i tak miałem już całą masę). Wydawał się szczery. Jakby mi współczuł. – Może nie potrafię postawić się na twoim miejscu, bo nigdy czegoś mnie takiego nie spotkało, nawet nigdy się nie zakochałem, ale chyba mogę sobie wyobrazić, co możesz czuć, prawda?
                Patrzył na mnie zupełnie łagodnie, co trochę kontrastowało z jego oskarżycielskim tonem głosu. Wypuściłem ze świstem powietrze, nie mogąc wymyślić żadnej ciętej odpowiedzi. Poddałem się.
                - No prawda – burknąłem niechętnie, a on ułożył swoją dłoń na moim ramieniu.

                - Po prostu weź się w garść i nie naśladuj przedszkolaka, bo tylko źle na tym wychodzisz – powiedział i uśmiechnął się lekko do mnie, klepiąc po barku.
                - Staram się, Kai, ale to cholernie trudne – mruknąłem, wstając z siedziska. – Już nawet nie potrafię płakać, żeby to z siebie wyrzucić.
                - I dobrze, nie będziesz mi się tu mazał – rzekł lekko Jongin i zmierzwił mi włosy tak, że teraz pewnie każdy kosmyk znajdował się nie na swoim miejscu. – Znajdziemy inny sposób.
                - Niby jaki? – Uniosłem pytająco brew. Naprawdę nie byłem w stanie nic wymyślić.
                - Przyjechałem motorem – powiedział i udał się do mojej szafy, z której po chwili wygrzebał ciemną bluzę. Wrócił się do mnie, rzucając mi ją po drodze.
                - Mam prowadzić? Chcesz, żebym nas zabił? – Złapałem ubranie. – Albo też pozbawił pamięci?
                - Skądże znowu, nie pozwoliłbym ci na to. – Spojrzał na mnie jak na głupka. No tak. On i jego wielka miłość do swojej maszyny. Wywróciłem teatralnie oczyma i kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. W sumie – co mi szkodzi? Bardziej się chyba nie pogrążę.
                Kai wykrzywił wargi w uśmiechu, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju, pewnie powiadomić moją rodzicielkę, że wychodzimy. Niedługo potem czekałem siedząc już, aż chłopak uruchomi silnik i odjedziemy gdzieś, pewnie daleko stąd. Ułożyłem dłonie po obu jego bokach i po chwili poczułem lekkie szarpnięcie, kiedy ruszyliśmy.
                Właściwie mało mnie obchodzimy dokąd zmierzamy. Podświadomie chciałem stamtąd zwiać, nie myśleć o tym wszystkim, co przecież sprawiało mi taką przykrość. Droga ciągnęła się przed nami, prosta, równa, długa. Ani trochę nie przypominała mojego obecnego życia. Bo na pewno nie było proste.
                Jechaliśmy wzdłuż rzeki Han, na obrzeżach miasta, czyli tam, gdzie niewiele ludzi lubi chodzić. Chyba że po to, by pobyć wyłącznie ze samym sobą. Powietrze szumiało mi w uszach i czasem utrudniało oddychanie, gdyż jechałem bez kasku. Ciekawe, czy jakbyśmy teraz mieli wypadek i bym zginął, Luhan by coś poczuł. Byłby smutny? Z powodu śmierci obcego człowieka, który jednak kocha go bardziej niż samego siebie?
                Przełknąłem ślinę, mocniej zapierając się nogami po bokach motoru. Powoli podniosłem się z siedziska, zaciskając palce na ramionach Kai’a. Przyśpieszył, czy tylko mi się wydawało? Uniosłem głowę wysoko, zadzierając brodę ku górze i ku błękitnemu niebu. Nawet nie zorientowałem się, kiedy z mojego gardła wydostał się głośny, przeszywający i długi krzyk. Taki, przez który mogłem spokojnie zedrzeć sobie przełyk. Razem z tym wrzaskiem opuściła mnie znaczna część tych wszystkich emocji, które zalegały mi na sercu. Stałem się lekki, zupełnie jak piórko, które bez większego wysiłku wiatr może ponieść.
                Opadłem ciężko z powrotem na siedzenie, oddychając głęboko na tyle, na ile pozwalała mi jazda. Oplotłem ramiona wokół talii mojego przyjaciela, po czym oparłem czoło o jego plecy, zwyczajnie się przytulając. Czułem, jak lekko odchyla się w moją stronę i wtedy właśnie byłem mu bardzo wdzięczny, że nie poddał się i wyciągnął mnie z domu. Westchnąłem głęboko. Może nie wszystko stracone…?
                Łzy popłynęły wreszcie, mimo iż wiatr i tak od razu je wysuszył.

* * *



                Próbowałem różnych sposobów, by Luhan odzyskał chociaż część wspomnień. Niestety – nic z tego nie wynikało. Żadnej poprawy, może czasem tylko kilka przebłysków, które jednak ani trochę nie miały wspólnego ze mną, czy chociażby z wyjazdem do Indii. To miały być nasze najlepsze wakacje. I były! Naprawdę szkoda, że ich nie pamięta.
                Tego wieczoru poszedłem właśnie do niego. Wakacje powoli się już kończyły, więc słońce zachodziło coraz prędzej, dlatego też o godzinie dwudziestej pomarańczowo-złote refleksy padały na jego dom i pobliskie budynki. Dobrze znałem tą okolicę, przecież byłem tutaj tak dużo razy. Praktycznie każdy mnie znał. Dzięki rodzicom Luhana i ich tolerancji, już nikt nie wytykał mnie palcami z myślą „to ten gej”. Może to tylko i wyłącznie ze względu na nich, acz mimo wszystko czułem się o wiele swobodniej niż na początku naszej znajomości. Teraz w sumie też z nim… nie byłem. Nikt nie miał prawa się przyczepić o cokolwiek. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek byłbym w stanie sobie jeszcze kogoś znaleźć, jeżeli tą osobą nie będzie Lulu. Ta myśl była zawsze taka abstrakcyjna.
                - Dzień dobry, Hunnie. – Przywitała mnie starsza, ale wciąż radosna twarz pani Xiao. Od czasu tego wypadku miałem wrażenie, że patrzy na mnie z takim… współczuciem w oczach. To spojrzenie trochę mi ciążyło, ale nie miałem jej tego za złe. Była chyba najmilszym człowiekiem, jakiegokolwiek poznałem w swoim osiemnastoletnim życiu.
                - Dzień dobry, pani – odpowiedziałem jej również, uśmiechając się lekko. Wpuściła mnie do środka, lecz wcześniej wzięła mnie w objęcia i przytuliła mocno do siebie. Westchnąłem cicho, odwzajemniając uścisk. Przynajmniej to się nie zmieniło.
                - Luhan jest u siebie, zaraz wam coś przyniosę do picia – dopowiedziała jeszcze, po czym lekko popchnęła mnie w stronę wymienionego wcześniej pomieszczenia. Byłem zdenerwowany jak za każdym razem ostatnio, gdy mam się z nim spotkać. I rozmawiać. Ciągle muszę się pilnować, by nie powiedzieć czegoś, co może go urazić lub zirytować. No tak, musi czuć się okropnie, kiedy mówię o czymś i co na sto procent się wydarzyło, ale on nie ma o tym pojęcia. Po chwili namysłu nacisnąłem klamkę od jego sypialni i wszedłem do środka. Chłopak leżał w łóżku, zakopany w pościeli. Jedynie jego złota czupryna odznaczała się na granatowej kołdrze. Podszedłem bliżej, po czym usiadłem na materacu, odgarniając z jego czoła zagubiony kosmyk.
                - Mhhhh – mruknął i odwrócił się twarzą w moją stronę. Wpierw chyba zdziwił się moją obecnością, ale potem podniósł się do pozycji siedzącej, spoglądając na mnie. Za nim nie mogłem rozszyfrować wyrazu jego twarzy.
                - Przepraszam za spóźnienie, Lulu – powiedziałem, na co uśmiechnął się delikatnie i lekko pokręcił głową.
                - W porządku. Czekałem – odparł. Spoglądałem na niego badawczo. – Musimy porozmawiać.
                Wolno pokiwałem głową, spodziewając się wszystkiego, co możliwe, choć z drugiej strony nie miałem zielnego pojęcia, co takiego chce mi powiedzieć. Wydawał się być poważny. I jakby bił się z własnymi myślami. To nie wróżyło nic dobrego.
                - Bo myślałem ostatnio… - zaczął cicho, spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie. Musiałem się mocno skupić, by zrozumieć, co mówi. – To mnie męczy.
                Zamrugałem intensywnie oczyma, wpatrując się w niego. Chyba właśnie miało nastąpić to, czego tak cholernie bałem się przez cały czas. Zacisnąłem dłonie w pięści, nie odzywając się.
                - Chcesz, żebym wszystko sobie przypomniał i dalej był z tobą, prawda? – spytał ostrożnie, a ja potwierdziłem kiwnięciem głowy. – Sehun… - Westchnął ciężko.
                - Po prostu to powiedz. – Usłyszałem swój własny głos.
                - Oczekujesz ode mnie zbyt wiele. Luhan „przed wypadkiem” na pewno bardzo cię kochał, dalej czuję przyspieszone bicie serca, kiedy cię widzę. – Podniósł na mnie swój smutny wzrok ciemnych oczu, którym przyglądałem się jak oczarowany. – Ale teraz nie czuję nic więcej prócz przyjaźni… Przepraszam. Wiem, ze bardzo ci na tym zależało, dlatego wolałem powiedzieć ci od razu, niż dawać… nadzieję…
                Westchnąłem drżąco, czując, że powieki zaczynają mnie uciążliwie piec. Czyli to miało się skończyć? Lata związku. Te wszystkie chwile, które razem przeżyliśmy. Mają zniknąć, tak? Uniosłem dłonie do twarzy i schowałem ją w nich.
                - Sehun, przepraszam – powtórzył i po chwili zbliżył się do mnie, przytulając mocno.
                Zabolało. Nawet mocno.
                - To nie twoja wina… - Westchnąłem i trochę silniej objąłem go w pasie. – Tylko co ja teraz zrobię?
Odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, by spojrzeć na moją wykrzywioną twarz. Uśmiechnął się blado, po czym powoli, delikatnie cmoknął mnie w usta.
                - Możesz na mnie liczyć – dodał.
                Nie… nie powinien tego robić.

* * *

                Czułeś się kiedyś, jakby ktoś wyrwał ci serce i rzucił nim o ścianę? Albo ukradł je i zamknął w klatce na dziesięć spustów z obietnicą, że nim się zaopiekuje, uchroni od zła tego świata? Ja czułem. Właśnie teraz. I jak wcześniej myślałem, że czułem się źle, tak teraz, po miażdżących słowach Luhana, dopiero całkiem poznałem definicję słowa „ból”. Nie z zeszytów i encyklopedii. Nie z książek, czy opowiadań. Poznałem na własnej skórze.
                Czasem pojawia się moment, kiedy każdy inny ból jest lepszy od tego psychicznego, którym umysł jest wręcz przesiąknięty. To nic, że to zupełnie złudne uczucie, chwilowe, po którym wszystko jest jeszcze gorsze, szare, wyblakłe, niż wcześniej było.
                Siedziałem w swoim domu, na strychu. Opierałem się plecami o chłodną ścianę, która jako jedyna dawała mi trochę zimna w tym parnym pomieszczeniu. Wirowało mi w głowie od dusznego powietrza. Powieki same chciały się zasklepić. Sens życia gdzieś się zgubił, zabłądził. Zapomniał o mnie i odrzucił.
                Zdecydowanie panikowałem. Może przesadzałem, ale nie mogłem tego uniknąć. Od jakiegoś czasu była ze mnie okropna emocjonalna papka. Nie byłem z siebie dumny. Zaniedbywałem wszystkich i swoje obowiązki również. Nawet nie zauważyłem, kiedy się pogrążyłem.
                Przytknąłem papierosa mentolowego do usta i zaciągnąłem się mocno, już nawet nie kaszląc. Płuca jakby przyzwyczaiły się do nikotynowego dymu, rzadko się sprzeciwiały. Ostatnio paliłem niemalże w każdej wolnej chwili. Gdy nie miałem czego się uczepić – paliłem. Przejechałem językiem po spierzchniętych wargach, odchylając do tyłu głowę. Czoło dziwnie mi pulsowało, byłem otumaniony. Prawie jakbym się naćpał, a przecież wcale tak nie było.
                Sunąłem dłonią po zakurzonej podłodze, aż nie poczułem pod opuszkami palców czegoś metalowego i drobnego. Kątem oka spojrzałem na ów przedmiot i uśmiechnąłem się krzywo.
                Wziąłem do ręki drobną żyletkę, która teraz ładnie połyskiwała w żółtych promieniach popołudniowego słońca nieśmiało przedostającego się przez nisko osadzone okna. Oglądałem ją uważnie z każdej strony, chcąc zapamiętać każdy szczegół. Nie robiłem tego nigdy przedtem, ale nie odczuwałem strachu.
                Wolną ręką podwinąłem nogawkę krótkich, luźnych spodenek, odsłaniając lekko opalone udo. Obróciłem żyletkę ostrzem do skóry, przykładając ją bliżej. Powoli, by poczuć jak najlepiej, tknąłem ostrzem nogę, patrząc, jak w wyniku tego powstaje szkarłatna kreska. Wtedy otrzeźwiałem.
                Luhan by tego nie chciał, prawda?
                Na pewno nie. Nie pragnąłby, bym się oszpecił z jego powodu. Zacisnąłem mocno zęby i odrzuciłem w bok niewielki, ostry przedmiocik, czując jedynie złość do siebie samego. Rana lekko piekła… To miał być ten zastępczy ból?
                I tak nie równał się z obecnym.
                - Muszę dać spokój – mruknąłem sam do siebie, w czasie gdy ściągałem nogawkę w dół. Pozwoliłem krwi lekko łaskotać moje udo. – Muszę zapomnieć. I ułożyć swoje życie. Muszę jakoś funkcjonować.
                Przydzielałem sobie coraz więcej „zadań do wykonania”. Miałem wrażenie, ze żegnam się z czymś bezpowrotnie. Wciąż czułem smutek, acz jednocześnie wiedziałem, że dobrze czynię. Wszystko musi się ułożyć. Całe życie przede mną, nie mogę się tak po prostu poddać…
                Luhan by tego nie chciał.

* * *

                Od tamtych wydarzeń minął już rok, a były to chyba najcięższe dwanaście miesięcy, jakie musiałem przeżyć. Chociaż w sumie niepełne dwanaście miesięcy – trochę mniej. To była ostatnia klasa w szkole, po tych wakacjach miałem iść na studia. Niby zacząć wszystko od początku. Każdy mi mówił, że zmiana otoczenia dobrze mi zrobi i że wreszcie zapomnę.
                Bo prawdę wyjawiając – nie zdołałem wymazać z pamięci Xiao Luhana, choć zniknął ten doskwierający żal. Można by rzec, że się… wyzwoliłem? To brzmi tak oficjalnie.
                Czuję się dobrze, lecz nadal nie potrafię sobie nikogo znaleźć. Ciekawe, ile taki stan potrwa… I czy kiedykolwiek będę umiał przełamać tę niewidzialną barierę, którą sam stworzyłem. Tylko istotne pytanie: od kogo chcę się odgrodzić? Od samego siebie?
                Lulu powiedział wtedy, że zawsze mogę na niego liczyć – mimo wszystko. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale wolałem jednak nie obarczać go swoimi sprawami. Myślałem, ze jak urwę z nim kontakt, to poczuję się lepiej… No niestety. To nie tak działa, praktycznie było mi jeszcze gorzej. W rezultacie nie rozmawiamy w ogóle, a ostatni raz widziałem go jakieś dziewięć miesięcy temu. Naprawdę nie wiem, co się u niego teraz dzieje. Może kogoś ma? To byłoby bardzo możliwe, jest przecież wspaniałą osobą.
                W sumie właśnie przez ten rok uświadomiłem sobie, ze byłem naprawdę nieznośną osobą. Luhan zaś miał anielską cierpliwość do mnie, choć w tym aniołku też czaiła się ta „zła strona”, którą to niekiedy na mnie wypróbowywał.
                Chyba osiągnąłem to, czego chciałem, prawda? Zostały mi same dobre wspomnienia; nie złoszczę się na niego o nic. Gdy o nim myślę, mam uśmiech na ustach. Nauczył mnie wielu rzeczy i chyba też trochę zmiękczył… Ale w tym dobrym sensie. Nawet Kai zaczął się „nawracać”. W sumie relacje z Jonginem jeszcze nigdy nie były takie mocne jak teraz. Bardzo pomógł mi rok temu i będę mu za to wdzięczny prawdopodobnie do końca życia.
                Brzmi jak koniec historii, co?
                Też tak myślałem. Chciałem, by wreszcie wszystkie rzeczy dotyczące Luhana spływały po mnie. Bo było to zwyczajnie męczące; kto chciałby wciąż i wciąż żyć przeszłością? Byłem już o krok od tego. Nawet wiedziałem, gdzie pójdę na studia i co chciałbym robić w przyszłości. Tworzyłem już jakieś wizje nowego życia. Mama mówiła, że po prostu wydoroślałem. Jeżeli tak wygląda dorosłość, to nie widzę sensu, dlaczego kiedyś tak bardzo chciałem być dojrzały. Beznadzieja.
                Właśnie robiłem porządki i powoli zaczynałem się pakować, by wziąć wszystkie potrzebne rzeczy do mojego przyszłego akademika. Zacząłem robić takie podobne listy, jakie pisał często Lulu. Trzeba przyznać, ze bardzo się przydawały. Wreszcie miałem stuprocentową pewność, że niczego nie zapomnę.
                Przeszukiwałem jedną z szufladek, chcąc znaleźć zapasowe klucze do domu i oddać je rodzicom. W międzyczasie odszukałem mnóstwo innych rzeczy, jak to już bywało podczas sprzątania, ale w końcu mi się udało. Już miałem zamykać szufladę z powrotem, kiedy przed oczyma mignął mi czerwony materiał. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę i chwyciłem za szkarłat, który okazał się być… bransoletką.
                Niemalże zakrztusiłem się wdychanym powietrzem, w czasie gdy uświadomiłem sobie, co trzymam w dłoni. Wspomnienia, które usilnie chciałem oddalić od siebie, które najbardziej raniły – wróciły. Chwyciłem za oba końce bransoletki i rozciągnąłem, przyglądając się jej uważnie. „Nigdy cię nie zostawię”. Tak brzmiały jego słowa. Naprawdę w nie wierzyłem.
                Uśmiechnąłem się blado do karmazynowego materiału, po czym z powrotem zawiązałem sobie na nadgarstku. Śmieszne, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek znowu ją założę. Ciekawe, czy on też jeszcze gdzieś swoją ma…
                Hej, a te bransoletki nie miały jakiejś mocy?

~***~

Uh, napisane. :D Przepraaszam za lekkie spóźnienie z notką, ale byłam trochę zabiegana przez szkołę. Tak, kocham nauczycieli, którzy uważają, że nie mam własnego życia (i bloga) i że niby mogę uczyć się całymi dniami. -,- Kolejny rozdział będzie Uszati, oczywiście. Zapraszam do komentowania~
Swoją drogą - kocham czytać Wasze domysły w komentarzach, to chyba najprzyjemniejsza część blogowania... :)

10 komentarzy

  1. Wszystko spiszę w jednym, najnowszym parcie, ponieważ Internet – co już wiesz z TT – nie śmiga tak jakbym tego chciała, a raczej pędzi jak żółw. Postaram się jakoś jednak tak chronologicznie polecieć, nawet może być przydługawo, pisząc poszczególne zdania w miarę czytania tekstu, ponieważ jakoś mam ochotę na komentarz i bardziej wnikliwe wczepienie się w tekst  I nie postrzegaj tego jako hejt, w niektórych zdaniach; co to to nie, skądże znowu. Tylko wyrażam swoją opinię, nie zawsze pozytywną, ale jednak.

    Rozdział I. Na początku się zagubiłam. Pierwsze akapity były mało zgranie napisane i trudno mi się je czytało., forma mi widocznie nie przypasowała. Chyba pierwszy raz też spotykam się, że bohaterowie są już razem, co jest małą odskocznią  Nawet dla mnie, piszącej zawsze o poznawaniu się głównej pary/par. Kai mnie zirytował, Sehun zresztą też, swoją wręcz olewatorską postawą wobec partnera. Death Note <3. Właściwie to nie wiem, czego się spodziewać, ni to nie mogę przewidzieć spokojnej akcji, ani jakiś dramatów. Pierwszy rozdział może mnie nie urzekł w jakiś specjalny sposób – na co czekam w kolejnych – jednak miło mi się czytało )

    Rozdział II. Znacznie lepsze rozpoczęcie, to jedno. Bardzo miła sielankowa atmosfera, aż chciałoby się aby taka akcja trwała cały czas. Na co liczę w sumie… bo jakoś nie pasują mi tu dramaty, ładnie im się układa, mogłoby tak zostać. Ale ładnie i składnie wszystko opisane. Wartkie dialogi i opisy tych zwyczajnych rzeczy jakie wykonują. Miło. Haah. Uroczo. Jednak nie zgadzam się z sekse jako dodatek. To nieodłączny element związku, który następuje szybciej lub później, jednak jest konieczny i niezbędny. Z każdym kolejnym zdaniem czyta mi się coraz lepiej i Wy – tak? Bo widzę dwie autorki  - wdrażacie się bardziej w historię, pisząc ładne i przyjemne dla oka zdania. Tylko trochę za wcześnie zakończyła im się ta podróż, byłam pewna, że to tutaj - nawet jeśli to tylko cztery dni – coś konkretniejszego się wydarzy. Szlag! Było zbyt pięknie i aż dostałam złowrogich dreszczy na ciele czytając końcówkę. Nie. Nie. I jeszcze raz, dlaczego tak się stało? >.< Trochę gubiony szyk zdania. „"...na którym wstążeczka znajdowała się"”  się znajdowała 

    Rozdzial III. Ojjj, smutno i przytłaczająco, jednak w dalszym ciągu dobrze napisane. Dużo rzeczy w jednym rozdziale – śpiączka, pobudka, amnezja – jednak wszystko jest odpowiednio zgrane i przechodzi płynnie do dalszej akcji ^^

    Rozdział IV. „…prawego ramienia, która po wypadku była złamana. Przez miesiąc jednak zdążyła się już zrosnąć – nie była to poważna kontuzja.  które po wypadku było złamane – bo to dotyczy ramienia, tak? – […] jednak zdążyło się już zrosnąć. Takie smutne, a i tak się cieszę, że to czytam, bo ładnie napisane ^^ Kai zyskał w moich oczach  Ehh… moment z żyletką tak strasznie oklepany. Zamiast głupek się załamywać i popadać w czarną rozpacz, powinien sprawić, by Luhan ponownie się w nim zakochał, a nie iść na łatwiznę.

    Tak oto skończyłam moje wywody co do aktualnych notek. Podsumowując. Opowiadanie mi się podoba, szczególnie ta końcówka :3 powrócę tu oczywiście, zaintrygowana dalszą częścią i rozwojem akcji ^^ Dodaję do obserwatorów i dołączycie do mojej listy na blogu, gdzie polecam najlepszych :))

    Justus

    OdpowiedzUsuń
  2. Omo ... To takie Oooooh, Sehun xD Opowiadanko boskie.. Nie odwale czegos takiego jak przy pierwszej części xD Fajnie jest sobie przeczytać HunHan przed pójściem do szkoły ^^ Czekam na więcej części..
    Dużo WENY <3
    Hwaiting :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że dodałaś nową część już wczoraj, ale nie miałam czasu przeczytać, więc ja tylko wstałam od razu weszłam na bloga :3
    Bałam się, że HunHan się rozejdą, skończą... Ale stwierdziłam, że przecież opowiadanie nie może tak szybko się skończyć XD trochę już mnie denerwowało, że to się tak ciągnie przez 2 rozdziały, że Lu nic nie pamięta i nic praktycznie się ciekawego nie dzieje :c No ale chyba to tak powinno wyglądać.
    Nic chyba logicznego nie wymyślę, więc tylko powiem, że czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. " Hej a te bransoletki nie mialy jakies mocy? " oby tak... :) Super!! :P Weny!

    Zapraszam :)
    http://omegaopowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. O jej! To opowiadanie jest po prostu cudowne! Proszę, pozwólcie, że skupie się na fabule bo na błędach to ja się nie znam, za dużo sama ich robię xD Styl pisania jest taki wciągający. Trochę zazdroszczę :D Ale fabula! To opowiadanie jest takie inne od wszystkich HunHanów, które czytałam. Bo albo to są mega słodkie fluffy gdzie , aż dziwne , że nie ma różowych serduszek latających dookoła niczym w jakimś anime. Albo z drugiej strony mocne angsty gdzie jeden z nich umiera a drugi albo także się zabija lub cierpi w nieskończoność po stracie ukochanego. Oczywiście są takie w miarę ogarnięte opowiadania gdzie nie popada się w jedna skrajność ale jakoś ja najczęściej trafiam na własnie te dwa pierwsze przypadki >.< Wracając do waszego. Jest ono takie stonowane. W pierwszych rozdziałach nie mogłam przestać się uśmiechać. Relacja Kai-Lu Han była przezabawna. No sam Lu Han robiący swojemu ukochanemu bento będące dziełem sztuki, przypominał mi typową matkę Japonkę, która stara się zrobić najbardziej efektowne bento by przegonić inne matki ^^ I jeszcze Sehun i jego podejście do Lu Hana. To jak bez oporów całował i przytulał go przy ludziach sprawiało, że w moim sercu rozpływało się takie cudowne ciepło. Trzeci rozdział, a raczej jego końcówka- przyznam przeraził mnie. Zastanawiałam się jak będzie się toczyć ta historia jeśli któryś z nich umrze. I cieszyłam się, że do tego nie doszło, jednak utrata pamięci jest męcząca, niezręczna i bardzo bolesna- co odczuwają zarówno Lu Han i Sehun. Może Lu Han trochę mniej bo nie ma pojęcia jak bardzo niegdyś kochał Sehuna, który teraz cierpi, bo Lulu już nie czuje tego samego. Wiedząc, że to supernatural, i będąc pewna tego że Hinduska od bransoletek mówi prawdę, pod koniec czwartego rozdziału zaczęłam się zastanawiać jak te bransoletki mogły by działać. I czy tu wina tylko bransoletek czy czegoś jeszcze? Ah! No i jak mogłam zapomnieć o Kai? Moim zdaniem tacy ludzie jak on dodają naszemu życiu pewnego rodzaju atrakcji. Niby są złośliwi, często wkurzający ale są naszymi przyjaciółmi. Pomogą, kiedy tego potrzebujesz i dadzą dobrą radę. Wyciągną z dołka. Zazdroszczę takiego przyjaciela Sehunowi. Mam nadzieję, że mimo ostatniej afery, o której się dowiedziałam, dacie sobie z tym radę i opowiadanie nie zostanie przerwane i wszystko skończy się dobrze. Życzę wam powodzenia i dużo weny. Hwaiting!
    G.G
    love-is-still-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nosz kurdę, znów płaczę. Mam nadzieję że dobrze się skończy. Już nie mogę się doczekać następnego! Dużo weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wah -.- straciłam zdolność ludzkiego komentowania, wybacz :( Mimo wszystko postaram się coś tam z siebie wykrzesać ;)
    Zabolało... tak samo jak zabolało Sehuna tak też zabolało mnie. Lulu był zbyt bezwzględny ;( to musiało być jak taki mocny policzek...
    Ale cieszę się, że sb poradził... w pewnym stopniu.
    Nie wiem, co więcej napisać ;((
    Jednak wm ^^ to, kiedy Kai zabrał go na przejarzdżkę motorem było kochane ^^ dobrze, że Sehun ma takiego przyjaciela ^^
    Wciąż się zastanawiam, jak wy tu wepchniwcie fantazy... no i mam w związku z tym niezłą zagwozdkę xd
    No nic, czuję, że już nic wartościowego z siebie nie wycisnę :(
    Hwaiting kochane ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem, że dla Sehuna ta sytuacja jest ciężka, ale chyba Luhan ma gorzej. Trochę mnie wkurzył moment, gdy sięgnął po żyletkę, nawet nie to, ze był oklepany.. Po prostu ja nie czaję ludzi, którzy uciekają się do samookaleczenia. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, tylko trzeba dobrze poszukać, a nie sięgać po tak drastyczne środki. Zamiast wziąć się w garść i zrobić wszystko, by odzyskać Luhana i jego miłość, Sehun popada w jakiś dół i chce się ciąć. Nie czaję tego.. Rozczulił mnie moment, gdy Luhan z nim zerwał. I właśnie, co z tymi bransoletkami? Jestem ich strasznie ciekawa, bo moc jakąś mają, tylko jak konkretnie będą działać?

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział smutny... tak bardzo smutny. Oby tylko dobrze się skończyło.

    Hwaiting

    A tak na marginesiku, to cudowny nowy wystrój bloga :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam skomentować dopiero następny rozdział, bo właśnie się za niego zabieram, ale BERE! Trochę nie za dobrze? Ogarnęłabyś się ze swoim złotym piórem i dała mi się dowartościować. Ta historia jest tak smutna, że... No aż mi jest smutno. Jednego powtórzenia się doszukałam, ale i tak byłam zbyt zajęta śledzeniem fabuły na szukanie błędów w Twojej nienagannej ortografii/interpunkcji/gramatyce. Twój język... Kurczę. Kocham to.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon wykonany przez Tyler