Pamiętam krzyki. Były przeraźliwe, głośne, błagające o pomoc,
ale nikt ich nie słyszał, zupełnie, jakby wszyscy byli głusi,
obojętni na ludzkie cierpienie. Ja również nie chciałem ich
słyszeć. Pragnąłem jak najszybciej zakryć uszy i uciec z dala
od źródła hałasu, a później jedynie zapomnieć. Nie prosiłem
przecież o tak wiele.
Pamiętam również wąską smugę jaskrawego światła,
przeszywającego na wskroś niewielkie pomieszczenie i silne ramiona,
oplatające moje ciało. Czułem się w nich niezwykle bezpiecznie.
To wszystko, co byłem w stanie odtworzyć w swojej pamięci oraz
kilka innych zdarzeń, które widziałem jakby przez mgłę. Raz była
to jakaś starsza kobieta, która uśmiechała się do mnie ciepło i
wręczała jakąś książkę, innym razem wielki tort czekoladowy z
trzynastoma świeczkami. Dookoła niego stali ludzie w śmiesznych,
spiczastych kapelusikach na głowie, którzy teraz byli mi obcy, nic
nieznaczący. Uśmiechali się ciepło w moją stronę, jednak nie
miałem pojęcia, kim oni byli. Wspomnień zatrzymałem zaledwie
kilka, ale po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że są
całkowicie niepotrzebne, skoro nie mogłem rozpoznać ani jednej
osoby, która przewinęła mi się przez myśl.
Ciemność panowała tak długo, że po jakimś czasie przestałem
liczyć dni i czekać na moment, aż w końcu otworzę oczy.
Nienawidziłem takiego stanu bezczynności. Pragnąłem wyrwać się
z tej niemocy, ale nie mogłem. Jakaś niesamowita siła trzymała
mnie mocno w swoich ryzach, torturując mnie. W środku krzyczałem,
ale nikt mnie nie słyszał, krwawiłem, ale nikt nie mógł tego
dostrzec, płakałem, jednak moje łzy były niewidoczne. Stałem się
bezużyteczny, niepotrzebny; ta myśl sprawiała, że miałem ochotę
po prostu zniknąć, byleby przestać istnieć. Nudziłem się, nie
wytrzymywałem w tej nicości. Przytłaczała mnie.
Któregoś dnia jednak usłyszałem głos. Był lekko niewyraźny i
cichy, jakby osoba mówiąca siedziała naprawdę daleko, ale mimo to
byłem w stanie zrozumieć większość słów. Nie wiedziałem, czy
były kierowane akurat do mnie, ale stały się się jakąś
odskocznią od rutyny.
- Nie zostawiaj mnie – powiedział, jednak ja nie wykonałem
żadnego ruchu, zupełnie, jakbym był posągiem. - Pamiętasz, co
mówiłem ci, gdy byliśmy w Bombaju? - zapytał, zupełnie jakby
oczekiwał odpowiedzi. - Nie mów, że zapomniałeś. - Zaśmiał
się, jednak jego śmiech był smutny. - Powiedziałem wtedy, że mam
jeden cel. - Zatrzymał się na chwilę, ujmując w swoją dłoń
moją. Ten dotyk był znajomy, jednak nadal nie wiedziałem, do kogo
należał. - Obiecałem sobie, że nigdy nie dam ci odejść, a ty
odparłeś, że nigdzie się nie wybierasz, więc dlaczego mnie
okłamałeś? - krzyknął, nie puszczając mojej dłoni. - Też
zawiodłem, przepraszam.
Ostatnie słowa było mi naprawdę ciężko usłyszeć. Były ciche,
a jego szloch nieco je zniekształcał. Po tym dniu oraz
przez kilka następnych nie usłyszałem nic, prócz uciążliwego
pikania.
Przez ten jeden moment zdążyłem pokochać ten głos. Był
melodyjny i ciepły, chciałem go słuchać godzinami, lecz taką
okazję miałem tylko raz za czasu.
- Chciałbym zamienić się z tobą miejscem – powiedział pewnego
dnia. - Boję się, że już się nie obudzisz, a tak bardzo chcę
zobaczyć te twoje śliczne oczy – mruknął, a ja znów poczułem
ciepły dotyk na swojej ręce, którą nawet nie byłem w stanie
poruszyć. - Wszyscy się o ciebie martwią. Rozmawiałem z twoją
mamą. Załamała się, wiesz? Twój tata stara się jej pomóc, ale
jest coraz gorzej, więc proszę, zrób to dla niej, dla mnie... Po
prostu obudź się.
Chciałem wykonać jego polecenie, ale było to trudniejsze niż
myślałem. Powieki były za ciężkie, a ja zbyt słaby.
- Zginęło naprawdę dużo ludzi – stwierdził, milknąc na
chwilę. - Chyba nie chcesz do nich dołączyć, prawda? - Jego głos
jakby łamał się, przestawał być melodyjny i ciepły. Zatęskniłem
za wcześniejszym spokojem. - Wszyscy na ciebie czekają.
Byłem zły na siebie, że nie mogę zrobić praktycznie nic, ale
wiedziałem, że to jeszcze nie czas. W pewien sposób pogodziłem
się z myślą, że prawdopodobnie nigdy nie obudzę się lub może
się to stać daleko w przyszłości. Chciałem tylko, żeby głos,
który motywował mnie do uniesienia powiek nigdy nie zniknął.
- Tęsknię, wiesz? - powiedział ostatniego dnia, więcej nie
usłyszałem tego głosu. - Nie wytrzymuję. To doprowadza mnie do
szaleństwa – warknął, podciągając nosem. - Tracę jakąkolwiek
nadzieję, że wreszcie się uda i wszystko będzie po staremu. Ale
to niemożliwe, prawda? Bo wciąż tkwisz w tym cholernym śnie,
zostawiłeś mnie samego. Nie mogę tak dłużej, dlatego proszę,
otwórz oczy. Poczekam, ale ten czas mnie wykańcza – dodał po
chwili, a ja poczułem kilka kropel wody, zapewne jego łez na swoim
policzku, oraz przyjemny powiew powietrza, które otuliło moją
twarz. Później jednak wszystko zniknęło i na nowo było tak jak
wcześniej, czyli ta okropna pustka.
Najgorszym jednak było to, że sam nie wiedziałem, kim tak naprawdę
jestem. Próbowałem usilnie przypomnieć sobie swoje imię, jednak
mimo moich wszelkich starań, nie byłem wstanie powiedzieć jak się
nazywam. Odpuściłem w końcu, bo wiedziałem, że to nic nie da,
nie poradzę sobie sam.
Ta pustka trwała długo, ale nie mam pojęcia ile dokładnie. Później
natomiast stało się to, czego tak bardzo wyczekiwałem. Po kolejnej
próbie otworzenia oczu, wreszcie się udało. Zawsze moje starania
kończyły się klęską. Kiedyś powieki były ciężkie i stawiały
opór, ale teraz miałem wrażenie, że ten okropny ciężar zniknął.
Pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu się z długiego snu, to
biel. Właściwie była wszędzie: na ścianach, suficie, podłodze.
Przez chwilę myślałem nawet, że jestem w niebie. Niby głupie,
ale po urywkach moich pojedynczych wspomnień wszystko było możliwe.
Szybko jednak odgoniłem tę myśl, widząc otyłą Azjatkę ubraną
w jasny fartuch, na którym widniał identyfikator. To przekonało
mnie, że kobieta Bogiem raczej nie jest, a lekarzem, co niezmiernie
mnie ucieszyło. Wcale nie uśmiechało mi się przechodzić na
tamten świat.
- Jak się spało? - zapytała przyjaznym tonem głosu, podchodząc
bliżej mnie. Już miałem odpowiedzieć, że beznadziejnie, ale kiedy tylko otworzyłem usta, doszedłem do wniosku, że nie jestem
w stanie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Momentalnie
złapałem się za gardło, czując niesamowitą suchość, a młoda, niska pielęgniarka podała mi kubek z wodą. Bez wahania złapałem
go w dłonie i szybkim ruchem przyłożyłem do ust, w końcu
upijając łyk napoju. Pożałowałem mojej gwałtowności, gdyż głowa
nieprzyjemnie zaczęła pulsować. Skrzywiłem się nieco, ale nie
odezwałem się. Po wypiciu całej zawartości kubka, uśmiechnąłem
się lekko w stronę pielęgniarki.
- Dziękuję – szepnąłem, zaciskając palce na skrawku białego
nakrycia.
- Minął miesiąc, już traciliśmy nadzieję, że się obudzisz –
stwierdziła lekarka, notując coś w swoim dość obszernym notesie. - Nawet
nie wiesz ile miałeś szczęścia. Mało brakowało, a wylądowałbyś
na wózku.
Spojrzałem na nią niepewnie. Z każdym jej słowem czułem się
coraz gorzej i słabiej. Naprawdę bałem się tego, co jeszcze
powie.
- A teraz rutynowe badania. Wiesz jak się nazywasz? - zapytała, a
ja milczałem. Chciałem wykrzyczeć, że wiem, ale nie byłoby to
prawdą. - A skąd pochodzisz? - Zadała kolejne pytanie. Po długiej
ciszy wypełniającej jasne pomieszczenie, westchnęła ciężko. -
Tak jak myślałam.
Zmrużyłem lekko oczy, zastanawiając się, o co może jej chodzić.
Popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem i uśmiechnęła się blado,
zatykając długopis, którym wcześniej pisała. - Masz amnezję –
stwierdziła, a ja nie zdziwiłem się ani trochę. To wyjaśniało,
dlaczego nie mogłem przypomnieć sobie zupełnie nic z mojego życia.
- Przepraszam! - krzyknął jakiś chłopak, wpadając do sali
szpitalnej. Dyszał ciężko, zupełnie jakby przebiegł maraton, ale
po chwili ustabilizował swój oddech. - Jest pani potrzebna. Pacjent
w czternastce ma komplikacje – powiedział na jednym wydechu,
zaciskając dłoń na srebrnej klamce.
- Już idę – zakomunikowała kobieta, ruszając z miejsca. -
Sandara, zostań tutaj i wymień kroplówkę – dodała po chwili,
zbliżając się do drzwi. Po chłopaku nie było już śladu. -
Jeżeli jesteś na siłach, jest ktoś, kto chce się z tobą
spotkać. - Skierowała wypowiedź tym razem do mnie i opuściła
salę. Zostałem sam z młodą pielęgniarką, która zwinnie uporała
się z kroplówką.
-
To naprawdę niesamowite, że przeżyłeś taką katastrofę –
stwierdziła, zabierając pusty kubek po wodzie. Uniosłem pytająco
brew ku górze, nie mając pojęcia o czym może mówić. Widząc
moją minę, westchnęła cicho i uśmiechnęła się przyjaźnie. -
Do naszego szpitala przywieziono wtedy piętnaście osób, które
cudem udało się uratować z wraku samolotu. Siedem zmarło kilka
minut po przewiezieniu. Niby powinnam być do takich rzeczy
przyzwyczajona, ale to było coś strasznego.
Słysząc
jej słowa, czułem, jak po moim ciele przechodzą dreszcze. Zacisnąłem
mocno dłonie w pięści, przełykając głośno ślinę.
-
Przeżyłem katastrofę lotniczą? - zapytałem z niedowierzaniem,
wsuwając się jeszcze bardziej pod szpitalną kołdrę. Sam nie
wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy załamać. Ta myśl
sprawiała, że jedynie na co miałem ochotę, to na płacz. Jestem
strasznym mięczakiem.
-
Tak – potwierdziła, kiwając głową. - Tak jak mówiła pani
doktor, miałeś wielkie szczęście. W całej Korei było głośno o
tej tragedii – mruknęła, wzruszając ramionami. - Ach tak,
zapomniałabym! Ktoś na ciebie czeka.
Automatycznie mój wzrok poszybował w stronę drzwi, które jednak
były zamknięte. Zacisnąłem usta w wąską linię i kiwnąłem
jedynie głową. - W takim razie już zawołam – powiedziała,
następnie wyszła z sali, nie czekając nawet na moją odpowiedź.
Bałem się, bo nie wiedziałem, co teraz będzie. Było mi ciężko,
ponieważ nie mogłem oswoić się z myślą, że prawdopodobnie już
zawsze tak będzie, że wspomnienia nie wrócą, a ja zostanę pusty,
tak jak teraz.
Spiąłem się, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a
później kobiecy szloch. Przede mną stała średniego wzrostu,
zapłakana Azjatka, a za nią jakiś mężczyzna, podtrzymując ją,
zapewne po to, by nie upadła. W jednej z dłoni trzymała białą
chusteczkę, którą wycierała mokre od łez policzki. Nie mówiła
nic, jedynie płakała, co mnie trochę przerażało.
- Luhan – szepnęła wreszcie, podchodząc do łóżka. Ujęła
moją rękę w swoją drżącą dłoń, jednak nie zacisnęła
palców, jakby bała się, że się rozpadnę. - Tak bardzo się
martwiłam. - Chlipnęła, siadając na szpitalnym krześle. Posłałem
pytające spojrzenie mężczyźnie, ten jednak nie wykonał żadnego
ruchu.
- Ja... - zacząłem, wyrywając dłoń. - Przepraszam, ale... Kim
jesteście? - zapytałem. To nurtowało mnie od momentu, kiedy para
przekroczyła próg. Co zdziwiło mnie najbardziej, kobieta nie
wybuchła płaczem, a pokiwała ze zrozumieniem głową, cofając
się nieznacznie. - Nic nie pamiętam.
- Wiemy, rozmawialiśmy z lekarzem. Uprzedzał nas, że jeżeli
wybudzisz się, będzie możliwość wystąpienia amnezji –
stwierdził mężczyzna, uśmiechając się blado. - Jesteśmy twoimi
rodzicami – dodał, a ja spuściłem wzrok. Czułem się źle z tym, że
nie rozpoznałem osób tak mi bliskich. Wolałem nawet nie myśleć,
jak musieli się w tej chwili czuć.
- Przepraszam – mruknąłem. Tylko na tyle było mnie stać.
- Nie masz za co, słońce – powiedziała kobieta, uspokajając się
nieco. - To nie twoja wina. Najważniejsze, że przeżyłeś. Tak
bardzo się bałam, że już nigdy się nie wybudzisz. - Cóż, ja
też.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żebyś odzyskał chociaż część
wspomnień – obiecał prawdopodobnie mój ojciec, siadając obok
swojej żony. - Ale naprawdę nic nie pamiętasz?
Zastanowiłem się przez chwilę. Nie zapomniałem wszystkiego. Miałem
jakieś nieliczne wspomnienia, które jednak były niczym. Wszystko w
nich było tak obce i dalekie.
- Nie – zaprzeczyłem. - Mam jedynie przebłyski, urywki wspomnień,
ale są dla mnie bez sensu. Tylko to.
- Rozumiem. - Pokiwała ze spokojem głową. - Ale najgorsze za nami.
- Uśmiechnęła się, ale doskonale wiedziałem, jak bardzo zmęczona
i przybita była. - Przyjechała twoja babcia z Hongkongu, jak tylko
dowiedziała się, że jesteś w szpitalu. Ucieszy się, jak powiemy jej, że wreszcie się obudziłeś. Sehun też. Tak bardzo cierpi...
Jego też nie pamiętasz, prawda?
W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową.
- To nic, nie przejmuj się, kochanie. Potrzeba tylko trochę czasu,
później będzie tak jak zawsze, po staremu – powiedziała,
zupełnie, jakby sama nie wierzyła w swoje słowa. - Mam nadzieję.
*
*
Na drugi dzień moi rodzice również postanowili mnie odwiedzić.
Tym razem towarzyszyła im jednak starsza pani, którą rozpoznałem.
Była bohaterką moich pojedynczych wspomnień. Jak się okazało,
jest moją babcią, o której mówili mi wcześniej rodzice.
Przywieźli ze sobą kilka książek, które podobno uwielbiałem
czytać i duży, obszerny album. Mięli cichą nadzieję, że
przeglądając rodzinne fotografie, odzyskam choć skrawek utraconego
życia. Obejrzałem dwa razy, każdemu zdjęciu poświęcałem dużo
uwagi, ale nawet to nie wystarczyło. Dalej czułem się pusty. Jakby uleciało ze mnie życie.
Wychodząc, mama powiedziała, że dzisiaj ktoś jeszcze mnie
odwiedzi i wcale nie chodziło jej o rodzinę. Powiedziała też, że
ten ktoś był bardzo ważny w moim 'poprzednim życiu' i dowiedział
się wreszcie, że odzyskałem przytomność. Podobno chciał przyjechać
wcześniej i zrobił to, ale nie wpuszczono go, twierdząc, że czas
na odwiedziny się skończył. Byłem zły, bo naprawdę chciałem
dowiedzieć się kim owa osoba była, jednak myśl, że nie poznam
jej sprawiała, iż wszystko wyparowywało, a ja na nowo byłem bez
niczego w środku. Zupełnie jak lalka.
Gładziłem opuszkami palców miękką powierzchnię kartki
zapełnionej słowami. Odznaczały się na białym papierze, prosząc
mnie, bym przeczytał chociaż kawałek. Moja mama, mówiąc, że to
naprawdę dobra książka, i że lubiłem ją czytać, miała
całkowitą rację. Już po kilku linijkach wciągnęła mnie na tyle,
że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Pomagała mi też w walce z nudą.
Szpital był miejscem, którego wolałbym unikać. Białe ściany
przytłaczały mnie i sprawiały, że miałem ochotę krzyczeć. Moją
salę porównywałem do tej nicości, w której błądziłem podczas
śpiączki. Chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, jednak
nie mogłem. Od wybudzenia minął dopiero drugi dzień, a co za tym
szło – było za wcześnie, zdaniem lekarzy, bo moja mama
najchętniej wyciągnęłaby mnie z tego budynku, zawlokła do domu i
nie wypuszczała z niego przez najbliższy czas. Takie przynajmniej
odniosłem wrażenie.
Z hukiem zamknąłem obszerną książkę, słysząc ciche kroki
wypełniające salę. Spojrzałem w kierunku drzwi, przy których
stał chłopak. Był wysoki, przystojny, ale niesamowicie blady. Na
jego jasnej cerze odznaczało się kilka zadrapań i siniaków, ale
nie skomentowałem tego. Swoim intensywnym wzrokiem wpatrywał się
we mnie, przez co spiąłem mięśnie, czując się niekomfortowo.
Przerażał mnie jego wzrok, ale jednocześnie ciekawił.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, poczułem jak obce ramiona
oplatają moje ciało, na ile było to możliwe. Otworzyłem szerzej
oczy, kładąc dłonie na torsie chłopaka i skutecznie go od siebie
odpychając.
Zagryzł mocno wargi, cofając się kilka kroków od łóżka.
- Ty naprawdę nic nie pamiętasz, Lulu? - zapytał, zatrzymując
się.
W odpowiedzi pokręciłem przecząco głową. Nie wiedziałem kim
jest, dlaczego tu jest, ani czego ode mnie chce. Rozpoznałem jedynie
jego głos. To ten, który był moją odskocznią, ratunkiem podczas
śpiączki. Motywował mnie do otworzenia oczu. Uśmiechnąłem się
lekko, jednak nie mógł tego zauważyć. Podpierał się jedną
ręką ściany, jakby zaraz miał zemdleć.
- Wszystko w porządku? - Wolałem zapytać. Naprawdę bałem się,
że zaraz tu zasłabnie lub sobie coś zrobi.
- Nic nie jest w porządku, od ponad miesiąca – powiedział, a ja
słyszałem, jak jego głos drży. Z trudem mówił, dlatego
siedziałem cicho, nie przerywając mu. - Gdybym tylko wiedział, że
ta podróż tak się skończy... Tak cholernie bałem się, że już
nigdy cię nie zobaczę, ale udało się, przeżyłeś. Co z tego,
jeżeli mnie nie pamiętasz? - szepnął, a pierwsza łza ozdobiła
jego blady policzek. - Teraz wiem, że nie będzie tak jak dawniej,
jeżeli twoje wspomnienia nie wrócą.
- Uwierz, że też chcę przypomnieć sobie wszystko, ale to nie jest
łatwe – stwierdziłem, odkładając książkę na szafeczkę obok
szpitalnego łóżka. - Mam w głowie wielką pustkę i nie wiem, jak
ją zapełnić. Daj mi trochę czasu.
Chłopak pokiwał twierdząco głową, wzdychając ciężko.
- Wiesz przynajmniej, jak mam na imię?
Milczałem.
- Jestem Sehun – powiedział, siadając na krześle. Przez chwilę
patrzył w okno, które znajdowało się naprzeciwko mojego łóżka,
później jednak przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się
smutno. - Jeżeli razem się postaramy uda się nam, przywrócimy ci
pamięć i będziemy mogli żyć tak jak wcześniej. - Wyglądał
jednak, jakby nie był pewien swoich słów, wiedziałem, że wątpił, każdy wątpił. - Tak myślę – dodał cicho, do siebie, ale byłem w
stanie usłyszeć te słowa. Musiał zdarzyć się cud, a to przecież
niemożliwe.
*
*
Ściągnąłem z siebie sweter i odwiesiłem na wieszak. Cały czas
stała przy mnie mama, bojąc się, że coś sobie zrobię.
Tłumaczyłem jej, że to niepotrzebne, bo nie czuję się najgorzej,
ale zaprzeczyła. Stwierdziła bowiem, że lepiej będzie, jak będę
trzymał się blisko niej. Nie ważne, że odległość z samochodu
do naszego mieszkania była wręcz śmieszna. Rozumiałem, że po
takim czymś może się o mnie martwić, ale nie chciałem być
niańczony, to było uciążliwe.
- Luhan! - krzyknęła babcia, podchodząc do mnie. Miała na sobie
śmieszny, żółty fartuszek w żyrafy z wielkimi oczami. Swoje
dłuższe, czarne włosy upięła w wysokiego koka na czubku głowy, a w dłoni trzymała kraciastą ścierkę, co nawet nie
przeszkodziło jej w przytuleniu mnie.
Zacisnąłem mocno wargi, czując lekki ból, który do końca nie
zniknął. Nadal przy każdym ruchu czułem niemal każdy mięsień,
ale nie narzekałem, przecież mogło być gorzej. Wiedziałem, że to z czasem
zniknie, dlatego musiałem uzbroić się w cierpliwość.
- Udusisz mnie. - Zaśmiałem się melodyjnie, wyswobadzając się z
ciasnego uścisku. - Co tak ładnie pachnie? - zapytałem, wychylając
się zza ramienia babci, by rzucić okiem na kuchnię.
- Nie podglądaj – powiedziała, zanim ja zdążyłem cokolwiek
zobaczyć. Później uśmiechnęła się ciepło w moją stronę. -
Zaraz będzie gotowe – obiecała, a ja skinąłem głową.
- Luhan – zaczęła moja mama, kładąc torebkę na komodzie. -
Dzisiaj przyjdzie Sehun. Rozmawiałam z nim przez telefon. Powiedział
mi, że znalazł filmiki, na których jesteście razem, może tak
chociaż trochę sobie przypomnisz – mruknęła, uśmiechając się
ciepło. - Nie masz nic przeciwko?
- Nie, ale dziwnie czuję się w jego towarzystwie. - Zdziwiona
spojrzała na mnie, a ja jedynie wzruszyłem ramionami. - Mam
wrażenie, że ma mi za złe, że go nie pamiętam.
- Nawet tak nie żartuj. Sehun to naprawdę świetny chłopak. Tak
bardzo cię kocha, nie mógłby tak pomyśleć. Nie wiesz, jak bardzo
cierpiał, kiedy spałeś – powiedziała, podchodząc do mnie,
następnie przytuliła mnie do siebie. - Wszyscy się martwiliśmy,
ale Sehunowi brakowało nadziei.
- Kocha mnie?
- Oczywiście, że tak i jestem przekonana, że nic ani nikt tego nie
zmieni. To zbyt trwałe uczucie. Nawet, jeśli ty nie jesteś w
stanie teraz go poczuć, to ono zagości w twoim sercu za jakiś
czas. Tego nie można zapomnieć – stwierdziła, całując mnie w
czubek głowy. Poczułem się jak dziecko, ale wcale nie
przeszkadzało mi to. - A teraz idź do sypialni, odpocznij. Pierwsze
drzwi po lewej – uprzedziła, widząc moją minę. - A ja pójdę
do babci pomóc jej, nim puści kuchnię z dymem. Wbrew pozorom
nie potrafi gotować.
Zaśmiałem się pod nosem i z szerokim uśmiechem udałem się do
sypialni. Moja mama naprawdę potrafiła poprawić mi humor, za co
byłem jej niezmiernie wdzięczny.
Usiadłem na miękkim łóżku i zamknąłem oczy. Właściwie czułem
się, jakbym był w tanim filmie, którego twórcy postanowili
zabawić się życiem bohatera i skazując go na najgłupsze rzeczy,
jakie tylko wpadły im do głowy. Chciałem to przerwać, ale
wiedziałem, że nie mogę, musiałem nadal w tym tkwić.
Nie mam pojęcia jak długo leżałem. Każda minuta mijała szybko,
zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy nie mogłem otworzyć oczu.
Momentami bałem się, że to nadal trwa, ale wtedy zrywałem się z
łóżka i wiedziałem, że to tylko moja wyobraźnia. Nie mogłem
zwariować, jeśli chciałem wrócić do normalności.
Usłyszałem ciche pukanie. Rzuciłem ciche 'proszę', a po chwili
zza drzwi wychyliła się lekko roztrzepana czupryna Sehuna. W
dłoniach trzymał dwa talerzyki z ciastem czekoladowym.
- Cześć – przywitał się, podając mi jedną porcję, natomiast
drugą odłożył na niski stoliczek.
- Ty nie jesz? - zdziwiłem się, zatapiając łyżeczkę w cieście.
- Twoja mama powiedziała, że robiła je twoja babcia. Wolałbym nie
ryzykować. - Zaśmiał się cicho, a ja mu zawtórowałem. - Jak się
czujesz?
- Całkiem dobrze. A ty?
- Nie wiem – odpowiedział krótko, przysiadając się do mnie z
laptopem, który po chwili uruchomił. - Szukałem tego, ale na
szczęście znalazłem – mruknął, podłączając pendrive do
urządzenia.
Odłożyłem ciasto na szafkę i dokładnie przyglądałem się
ruchom chłopaka.
- To nagraliśmy miesiąc przed wypadkiem – powiedział, włączając
pierwszy filmik.
Zaczął się dość niepozornie. Byłem tam ja i Sehun, siedzieliśmy
na jakiejś ławce w ogrodzie. Koło nas była jeszcze długonoga
blondynka i druga z bordowymi włosami. Uśmiechały się szeroko i
coś szeptały pomiędzy sobą, ale nie było tego słychać.
- To Tiffany i Jessica. Ta z ciemniejszymi włosami pracowała z tobą
w restauracji. Jest naprawdę w porządku. A Jessica to moja kuzynka.
Wtedy to ona wyciągnęła nas do ogrodu – powiedział z uśmiechem.
Patrzyłem chwilę na niego, jednak później przeniosłem z powrotem
wzrok na ekran laptopa.
Kamera, która wcześniej stała nieruchomo zachwiała się
nienaturalnie, po czym znów zamarła w bezruchu, a zza niej wyszedł
jakiś chłopak, który usiadł obok Tiffany. Przerzucił rękę
przez jej plecy, za co oberwało mu się w głowę. Zaśmiałem się
na ten widok.
- To Jongin. Mój przyjaciel, ale nie przepadałeś za nim, bo zawsze
potrafił zepsuć nastrój. Wściekałeś się, kiedy przychodził na
nasze randki i mówił do ciebie Luluś.
Pokiwałem głową i ponownie spojrzałem w stronę laptopa. Tym
razem filmik zmienił się na zdjęcie. Zniknęli wszyscy prócz mnie
i Sehuna. Otuleni byliśmy ciepłymi płaszczami i białymi
śnieżynkami. Stałem prosto z głową uniesioną do góry,
patrzyłem dokładnie na Sehuna, który z kolei trzymał swoje dłonie
na moich policzkach i uśmiechał się ciepło.
- Nawet nie wiedzieliśmy, że Jongin robi nam zdjęcie –
stwierdził, podając mi laptopa, bym mógł przyjrzeć się
bardziej. Przewinąłem na kolejne. Wszystko było podobne z
wyjątkiem tego, że usta Sehuna dotykały moich. - Nadal nie
pamiętasz, prawda?
- Nie – odpowiedziałem cicho, zamykając laptopa.
Sehun podniósł się z łóżka i nie mówiąc nic więcej, wyszedł
z sypialni. Położyłem komputer koło siebie i podkuliłem nogi.
- Przepraszam – szepnąłem, nie zwracając nawet uwagi na to, że
mnie nie słyszy.
***
Wiem, że rozdział króciutki, ale właściwie nie było tu dużo do opisywania. Mogę wam zdradzić, że od następnego rozdziału zacznie dziać się to, o co głównie mi i Berenice chodziło, czyli troszkę fantastyki. Kolejny pewnie za tydzień :3
Piękny rozdział. Popłakałam się ;c. CzekAM na koejny ;p . Weny!!
OdpowiedzUsuńCudowny *o* Taki smutaśny rozdział, ale już kocham to opowiadanie.:} Weny mnóstwo !!
OdpowiedzUsuńP.S Zapraszam również na mojego bloga http://ourdreamfanfics.blogspot.com/ ^^
Aiishhhh...! Wzruszyłam się! *o* Dobrze, że Lulu się obudził, bo chyba bym się załamała. TT.TT A Sehun jest szmutnyy... Q_Q Bidnyy... >.< Nie chciałabym znaleźć się na jego miejscu. Ukochana osoba mnie nie pamięta - nie chciałabym czegoś takiego doświadczyć. To okropne. Nie wyobrażam sobie tego. Naprawdę. To musi być straszne doświadczenie. Mam nadzieję, że Luhan przypomni sobie wszystko. Szkoda, naprawdę szkoda, że on go nie pamięta. Smuutno mi. Q,Q
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału. Jesteście naprawdę zdolne. ^^ Weny, chęci i czasu wiele życzę! ;* Pozdrawiam! <3
Jezu...wzruszyłam się.. :c
OdpowiedzUsuńCo z tego ,że krótki ,liczy się jakość ^^
Lulu i tak jest słodki , Sehun rzeczywiście wyglądał jakby się na niego wkurzył ,no ale wyobrażam sobie co taki chłopak musi przeżywać, jeżeli nie pamięta go jego chłopak...
Ale ta amnezja mnie przeraziła Tak bardzo mi szkoda tego Sehuna,że załamka !! :c I serce mi się krajało, kiedy Lulu szeptał te cichutkie 'przepraszam'.
Rozpłaczę się , nie sądziłam,że wyjdzie tak emocjonalnie c:
Czekam na Cd,pozdrawiam i przepraszam,za taki krótki komentarz ;*
To jest takie piekne *^* nie wiem co więcej powiedzieć....
OdpowiedzUsuńAle jak to Luhan nic nie pamięta? Aigoo, szkoda mi go :c mój Lusiek mały.. Ale Sehuna też mi żal, normalnie za nim nie przepadam, ale w waszym opowiadaniu jest taki fajny. Mam nadzieję, że się nie załamie i będzie trwał przy Luhanie, bo przecież może kiedyś sobie przypomni coś. Nie narzekaj, az tak krótkie to nie było ^^ z resztą, ja zawsze stawiam na jakość, a nie długość :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie upłakałam jak dziecko :< a jest dopiero 9,50. Nie wiem co napisać... Chcę już następne części.
OdpowiedzUsuńBoże, nie wierzę, że Luhan nic nie pamięta ;__; To jednak lepsze, niż gdyby miał nie przeżyć tej katastrofy, ale bardzo mi go żal. I Sehuna, Sehuna przede wszystkim. Wyobrażam sobie, jak on musi cierpieć, podczas gdy miłość jego życia nie pamięta nawet, że go kocha. To musi być straszne, okropne uczucie. Nie dziwię się, że jest załamany, próbując przywrócić Luhanowi chociaż niewielką część wspomnień, niestety, bezskutecznie. Wątek fantasy, o którym ciągle mówicie, bardzo mnie intryguje. Co się teraz może stać? Chodzi mi po głowie parę niewiarygodnych scenariuszy, ale nie wiem, czy jest sens zgadywać, skoro moja wyobraźnia nawet w połowie nie może równać się z waszą xD Hm... Przyznam tyle, że na po przeczytaniu tego rozdziału pomyślałam o jakiejś podróży w czasie, a konkretniej, o cofnięciu się w czasie. Może Sehun będzie chciał jakoś zapobiec katastrofie... I do tego te bransoletki, które kupili w Indiach, nie dają mi spokoju. Nie wiem, czy mają mieć jakiś związek z tym wątkiem fantasy, który ma się pojawić, ale to tylko moje przeczucie. Kojarzycie ten teledysk FT Island, do "Severely"? O to chodziło mi, kiedy kontemplowałam nad tym, co może się wydarzyć. Jakiś przeskok, powrót do przeszłości w celu przywrócenia pamięci Luhanowi...
OdpowiedzUsuńNo dobra, już nic nie mówię, bo pewnie jak zwykle gadam od rzeczy xD Nie nadaję się do fantastyki, chociaż kocham ten gatunek całym sercem, a Wy jesteście świetne w opisywaniu go. Czekam w takim razie na rozdział 4, bo coś mi mówi, że tutaj zacznie się robić naprawdę tajemniczo. Nastawiam się też na więcej postaci Kaia, bo bądź co bądź Kai jest i zawsze będzie Kaiem, chociaż wcześniej irytował Luhana~
Hwaiting :3
"Króciutki" :/ ? Ty chyba sobie żarujesz ^^ Rozdział booooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo ----->
OdpowiedzUsuńoooooooooooooooooooooooooooooooooski xD
OdpowiedzUsuńWeny dużooooo ^^ Hwaiting <3
Zapraszam też na mojego bloga ^^ http://crazyyaoi.blogspot.com/