Warknąłem
zdyszany, biegnąc przez chodnik. O mało nie wpadłem na jakąś
dziewczynkę i jej babcię, która była bliska zdzielenia mnie swoją
parasolką, chociaż nie wiem, po co jej była, skoro dzień
zapowiadał się niezwykle pięknie. Dzięki tej słonecznej pogodzie
mój humor był znacznie lepszy niż wczorajszego popołudnia, kiedy
cały mokry od deszczu wróciłem do domu. Dziwne, że nie nabawiłem
się kataru.
Wiedziałem,
że jestem spóźniony, a szef, jeżeli się o tym dowie, zabije
mnie, a później wyleje z pracy, która de facto była mi potrzebna.
Wolałem jednak, żeby nie było go w knajpce, przynajmniej ominąłbym
godzinne kazanie, w którym wypominałby mi, jakim jestem złym
pracownikiem. Już nieraz to robił, dodawał też, że przed
wypadkiem byłem lepszy, solidniejszy i bardziej się przykładałem.
Nie mogłem nic na to poradzić, być może się zmieniłem, ale nie
przeszkadzało mi to, nawet nie wiem, jaki tak naprawdę byłem
wcześniej. Jedno jest jednak pewne, już nigdy nie będę Luhanem
sprzed wypadku. On zginął razem z innymi pasażerami. Dawna
osobowość odeszła, podobnie jak wspomnienia. Po tym roku, który
minął, zdążyłem oswoić się z ich brakiem. Może czasami
tęskniłem za nimi, a moja mama wcale nie pomagała. Zdarzało jej
się wspominać o Sehunie, mimo moich nalegań, by przestała. To nie
tak, że go nie lubiłem, po prostu kontakt się urwał. On przestał
do mnie przychodzić, czego nie miałem mu za złe. Poddał się, ale
będąc na jego miejscu zrobiłbym pewnie to samo. Podjął się
niemożliwego, przynajmniej tak wtedy myślałem. Ja również
odpuściłem. Oglądanie filmików, czy tych wszystkich rodzinnych
albumów nie dało nic. Byłem cholernie zły, ale przeszło mi,
przecież wszystkiego mieć nie można.
Nieco skrzywiłem się, kiedy ujrzałem szyld chińskiej knajpki,
tudzież mojego miejsca pracy i mimo że powinienem zjawić się tam
jakieś czterdzieści minut temu, wolałem do środka nie wchodzić.
Już myśl o niezadowolonej minie mojego szefa sprawiała, że
miałem ochotę zawrócić i w podskokach ruszyć w drogę powrotną
do domu. Ale dawno nie byłem już dzieckiem, musiałem brać
odpowiedzialność za swoje czyny.
Biegiem
wpadłem do knajpki, nie zwracając nawet uwagi na to, czy kogoś
staranuję samym moim wejściem, czy drzwiami, które otworzyły się z zawrotną
prędkością, kiedy wchodziłem. Nie lubiłem się
spóźniać, ale ostatnio nie miałem na to wpływu. Powoli wszystko
stawało przeciwko mnie.
Na
swoje szczęście nigdzie nie zauważyłem szefa, ale skubany mógł
czaić się na mnie w niewielkim pomieszczeniu, które służyło
pracownikom za szatnię. Właściwie tam zostawialiśmy wszystkie
swoje rzeczy, które były zbędne przy pracy. Czasami też
ukrywałem się tam, gdy byłem niesamowicie zmęczony. Nikt nawet
nie pomyślał o tym, że w czasie pracy ktoś może tam przebywać.
Dla mnie lepiej.
Kiedy
już byłem kilka metrów przed ciemnymi drzwiami, za którymi
znajdowała się szatnia, poczułem czyjeś ręce mocno oplatające
moją talię oraz długie palce zgrabnie chwytające i tak nieco
zmiętą, niebieską koszulkę. Później natomiast mój policzek
spotkał się z czyimiś ciepłymi, lekko mokrymi ustami, przez co
wykrzywiłem swoje wargi w szerokim uśmiechu.
-
Lulu! - zaświergotał mi do ucha rozradowany Baekhyun, uwieszając
się na moim ciele. Wtulił się we mnie mocno, a ja zaśmiałem się
tylko cicho, przyzwyczajony do takich powitań, które swoją drogą
lubiłem, podobnie jak obecność tego Koreańczyka.
Poznaliśmy
się prawie siedem miesięcy temu, właśnie w tej knajpce. Naprawdę
szybko został nowym pracownikiem, w czym sprawdził się świetnie.
Na samym początku ciężko było mi się do niego przekonać. Był
strasznie otwarty i reszta personelu bardzo go lubiła, ale ja nie
byłem przyzwyczajony do czegoś takiego, jego osobowość nieco mnie
przytłaczała. Chłopak tryskał pozytywną energią i dosłownie
zarażał nią wszystkich dookoła, tylko nie mnie. Później się to
zmieniło i zyskał moją sympatię. Najwyraźniej potrzebowałem
jedynie trochę czasu, by przywyknąć do jego dziwnej, ale na swój
sposób ciekawej i niesamowitej osobowości. Mijały miesiące, a
powoli zaczęło mi się to od niego udzielać. Może nie byłem aż tak
pozytywnie na wszystko nastawiony jak Byun, ale zdecydowanie stałem
się bardziej otwarty. Czasami miałem wrażenie, że dzięki niemu
zapominałem o wszystkich problemach, byłem po prostu szczęśliwy.
Baekhyun okazał się świetnym przyjacielem.
-
Udusisz mnie. - Zaśmiałem się cicho, czując, jak jego ręce z
mojego pasa nagle znalazły się wokół mojej szyi. - Wiem, że mnie
kochasz, ale nie musisz tak tego okazywać. Uwierz, chcę jeszcze żyć
– dodałem, a on zabrał ręce z nieukrywanym zawodem malującym
się na niezadowolonej, ale uroczej buźce.
-
Przepraszam – mruknął, wysuwając dolną wargę do przodu, jednak
chwilę później uśmiechnął się szeroko i rzucił we mnie
czarnym fartuszkiem z logiem knajpki.
-
Jest szef? - zapytałem trochę zaniepokojony, ubierając fartuszek.
Przy kieszonce miał słodką naklejkę z Hello Kitty, którą
nakleił mi kiedyś Baekhyun. Zawsze, kiedy ją widziałem, nie
mogłem powstrzymać się od chichotu. Ten człowiek czasami mnie
zadziwiał.
-
Nie – powiedział, kręcąc głową i oparł się o stolik. -
Wyjechał przecież wczoraj do Tokyo. Ale przyszedł jego syn. Jak
zwykle nie zainteresował się niczym. Wyszedł tak szybko jak i się
zjawił – poinformował mnie, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą.
- Wiesz, Luhan. Lepiej byłoby po prostu, gdybyś przychodził na
czas. Zaoszczędziłbyś sobie nerwów. Nie chodziłbyś czasem taki
wnerwiony. - Ja jedynie mogłem przyznać mu rację. - Umm, chcesz
dziś po pracy przejść się na bubble tea? Jest nowy smak.
Niemal wybuchłem śmiechem, widząc te wesołe, pełne optymizmu oczka
chłopaka, który przepadał tak samo za tym napojem jak ja. -
Jasne.
Ten
pokiwał jedynie głową i wyszczerzył się, odbijając się od
stołu, po czym pokierował się w stronę kuchni, a ja niedługo
później podążyłem za nim. Było jeszcze trochę minut do
otwarcia, więc wreszcie mógł mnie nauczyć robić ten swój pyszny
koktajl, którym ostatnimi czasy wręcz uwielbiał mnie częstować.
-
Baekkie – mruknąłem, biorąc truskawkę do rąk. - Coś mi
obiecałeś, pamiętasz? - zapytałem, wlepiając swoje spojrzenie w
chłopaka.
-
Luhan, jeszcze nie mam tak słabej pamięci, żeby zapomnieć to, co
mówiłem przedwczoraj – odrzekł, patrząc na mnie. - Chodź tu –
ponaglił mnie, a ja szybko przesunąłem się w jego stronę,
zatrzymując swój wzrok na owocach. Knajpka, w której pracowałem
oferowała naprawdę duży jadłospis. W menu znajdowały się dania
począwszy od tradycyjnych, chińskich potraw, poprzez sałatki,
kończąc na deserach lodowych, czy właśnie koktajlach. Lubiłem
to, bo mimo iż byłem kelnerem, podczas mojej pracy tu zdążyłem
nauczyć się kilku dań, choć szczerze powiedziawszy nienawidziłem
gotować. - Podaj cytryny – poprosił, a ja sięgnąłem po owoce
leżące trochę dalej i dałem je chłopakowi do rąk. Ten rozkroił
je na dwie równe części i wcześniej wyjąwszy pestki, wycisnął
z nich starannie cały ich sok do blendera. - Dodaj łyżeczkę
cynamonu.
-
Myślę, że lepiej będzie, jeżeli ty zrobisz wszystko, a ja tylko
popatrzę – stwierdziłem, biorąc do rąk pojemnik z przyprawą. -
Ja wszystko zepsuję, jeżeli włożę w to trochę pracy.
-
Lulu, jeżeli takie będzie twoje podejście, to ty się nigdy nie
nauczysz – odparł, a ja zmarszczyłem nos. - Nie bój się. Jak
wyjdzie niedobry, to zrobimy jeszcze raz, aż w końcu będzie
idealny – obiecał, a ja westchnąłem tylko, dodając składnik do
koktajlu. - Widzisz, świetnie się spisałeś, pierwsze zadanie za
tobą. - Zaśmiał się wsypując zmielone goździki do naczynia. -
Teraz dodaj trzy łyżeczki miodu.
-
Mogą być cztery? Uwielbiam miód – stwierdziłem, a on pokiwał z
rozbawieniem głową.
-
Tak, ale nie przesadź, bo wyjdzie za słodki.
Według
jego zaleceń dodałem cztery łyżeczki, natomiast on chwilę
później wlał kilka szklanek schłodzonej wody i wszystko
zmiksował, dopóki nie pojawiła się pianka. Podałem mu dwie
szklanki, do których przelał napój i wręczył jeden mi.
-
Próbuj pierwszy – powiedział. - Ja wolałbym
nie ryzykować przedwczesną śmiercią.
-
Jakiś ty zabawny – prychnąłem ironicznie, upijając trochę
napoju. Po chwilę uśmiechnąłem się szeroko i uniosłem kciuk
prawej ręki do góry, nie mogąc oderwać ust od szklanki. - Jesteś
cudotwórcą, Bekkie.
*
Ciepłe
promienie letniego słońca delikatnie muskały moją twarz i włosy,
sprawiając, że miałem ochotę siedzieć nad tą rzeką cały czas,
ogrzewany tylko długimi, jasnymi smugami. W dłoniach trzymałem
jakąś gazetę i dokładnie śledziłem tekst jednego z artykułów,
który bardziej mnie śmieszył, niż skłaniał do jakiegokolwiek
myślenia.
Westchnąłem
przeciągle, mnąc zapisane, kolorowe pismo w dłoniach, po czym
zrezygnowany położyłem ją obok siebie i z przymrużonymi oczyma
spojrzałem na Sehuna, który biegał po niewielkim boisku do piłki
koszykowej w każdą możliwą stronę. Widać, że był zmęczony,
ale nie odpoczął ani na chwilę.
Uśmiechnąłem
się do siebie. Lubiłem na niego patrzyć. Sama jego obecność
sprawiała, że moje serce przyspieszało tempa, w głowie kręciło
mi się niesamowicie, a czasem nawet zapominałem, jak się mówi.
Niby znaliśmy się już jakiś czas, ale te odruchy były
niekontrolowane, nie byłem w stanie ich powstrzymać. Sehun
sprawiał, że pragnąłem po prostu być blisko niego, wpatrywać
się w jego twarz całymi godzinami, zwłaszcza w ten niesamowity
uśmiech, którym doprowadzał mnie do szaleństwa. Kiedy byłem
blisko niego, zdecydowanie znajdowałem się w innym świecie. Takim
swoim, niedostępnym dla innych. Był stworzony tylko dla mnie i
Sehuna, który z kolei był tylko moim przyjacielem.
Sehun
właściwie nigdy nic nie mówił o swoich poprzednich związkach.
Ten temat był dla mnie zamknięty i całkiem odległy, ale nie
naciskałem na niego. Jeżeli nie chciał, mówić nie musiał.
Rozumiałem, że nie musi dzielić się ze mną wszystkim. Wystarczy,
że był moim przyjacielem, codziennie mogłem się z nim spotykać.
Podobał mi się taki stan rzeczy i nie miałem prawa narzekać,
nawet, jeżeli skrycie liczyłem na coś więcej.
Był
typem buntownika. Niegrzeczny chłopiec z nutką niezwykłości i
delikatności, która niesamowicie mnie pociągała. On nawet nie
wiedział, jak na mnie działał. Wystarczyły drobne, na pozór nic
nieznaczące gesty, bym zakochał się w nim bez opamiętania.
Jeszcze nikt nie działał na mnie tak jak Oh Sehun.
Wbiłem swoje spojrzenie w połyskującą niedaleko rzekę i skuliłem
się trochę, czując pod dłońmi miękką trawę. Często
przychodziliśmy tu z Sehunem w takie dni jak ten. Ja mogłem w
spokoju odpocząć od wszystkich męczących mnie spraw, słysząc
szum wody, a on – pograć w koszykówkę, którą naprawdę lubił.
Czasami towarzyszył nam Kai, ale zawsze zajęty był Sehunem. Na
mnie zwracał uwagę tylko wtedy, kiedy chciał mnie zdenerwować, co
wychodziło mu idealnie.
- Lulu, chodź tu – zawołał mnie Sehun. Odwróciłem się do
niego przodem i pokręciłem przecząco głową. - No nie daj się
prosić.
- Nie.
- Tylko pięć minut? No proszę, Lu – zawył, spoglądając na
mnie tym swoim wzrokiem, aż zacisnąłem mocno wargi. Nie potrafiłem
więcej mu odmówić.
- Pięć i ani chwili dłużej – mruknąłem, wstając, po czym
powolnym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka. Stanąłem
naprzeciwko niego i opuściłem dłonie wzdłuż ciała. - Ale wiesz,
że nie umiem – odburknąłem cicho, patrząc krzywo na trzymaną w
jego dłoni piłkę.
- Dlatego chcę cię nauczyć. Najpierw złap tę piłkę –
polecił, rzucając w moją stronę przedmiot, który o dziwo
złapałem, nieco chwiejąc się przy tym na boki, ale ważne, że
trzymałem ją, a nie poleciała gdzieś w krzaki. Zdolności
sportowych to ja zdecydowanie nie miałem. - Świetnie – pochwalił
mnie, przez co na usta cisnął mi się szeroki uśmiech. Teraz
odrzuć mi ją. Rozstaw lekko nogi i ugnij ręce, na wysokości
klatki piersiowej.
Próbowałem robić wszystko tak jak mówił, ale średnio mi to
wychodziło. Sehun uśmiechał się ukradkiem, a ja wiedziałem, że
to przeze mnie. Moja poza musiała być dziwna. Jak ja nienawidzę
sportu.
Spojrzałem na piłkę trzymaną w mojej dłoni, później na Sehuna
oczekującego na jej przyjęcie. Nie rozmyślając ani chwili dłużej,
odrzuciłem ją, a ta z większą mocą poleciała troszkę wyżej,
niż chciałem, w efekcie uderzając zupełnie nieprzygotowanego na
taki ruch Sehuna. Zamknąłem oczy, przeklinając cicho pod nosem na
przemian modląc się, by chłopakowi nic nie było.
- Wszystko w porządku? - zapytałem niepewnie, widząc, jak chłopak
przykłada dłoń do twarzy.
- Tak, Lulu, ale proszę, następnym razem celuj trochę niżej. Chcę
ten dzień zakończyć bez złamania nosa, czy czegoś innego –
powiedział, uśmiechając się delikatnie, następnie podszedł do
mnie i podał mi piłkę. - Może bezpieczniej będzie, jak porzucamy
do kosza?
- Nie potrafię. Już z całego tego zła, jakim jest sport, najbardziej lubię
ping ponga – stwierdziłem, cofając się trochę w tył. Ta gra
przynajmniej nie męczyła i była całkowitym przeciwieństwem
koszykówki.
- Nie obraź się, ale ty nawet w to nie potrafisz grać –
stwierdził, wzruszając ramionami, a ja naburmuszyłem się. Nie
musiał mnie o tym informować w taki sposób.
- Dziękuję za szczerość, Panie Idealny – odparłem, wyrzucając
piłkę z rąk i delikatnie pchnąłem dłonią ramię Sehuna, który
prychnął cicho, otwierając usta.
- Stawiasz się? - Zaśmiał się rozbawiony, patrząc na mnie z
góry. Nienawidziłem różnicy wzrostu. Może nie była ona jakaś
wielka, ale zdecydowanie byłem niższy od niego.
- Jasne, że tak – powiedziałem, zbliżając się jeszcze bardziej
do chłopaka, co nie wyszło mi za bardzo, bo potknąłem się o
niezawiązaną sznurówkę, czego biedny Sehun nie mógł przewidzieć i
przewrócił się na chropowatą powierzchnię boiska do piłki
koszykowej, a ja na niego.
- Dlaczego musisz być taką niezdarą? - zapytał zrezygnowany,
kładąc dłonie na moich biodrach. Po chwili przekręcił nas tak,
że to ja leżałem pod nim z niezadowoloną miną. - Nawet chodzić
nie potrafisz – dogryzał mi, a ja obróciłem głowę w bok, chcąc
uniknąć jego przeszywającego spojrzenia.
- Wybacz, że nie potrafię robić wszystkiego dobrze – mruknąłem.
- Ciężki jesteś, zejdź – poprosiłem, a chłopak posłusznie
wykonał moje polecenie, po czym wyciągnął dłoń ku mnie, którą
zręcznie złapałem i podniosłem się na równe nogi. - Właściwie
każdy sport jest dla mnie zbyt brutalny. Wolę oglądać niż grać.
Sehun pokiwał jedynie głową i zabrał skórzaną kurtkę, która
wcześniej spokojnie wisiała na oparciu ławki. Zarzucił ją na
swoje imponujące ciało, a ja zastanawiałem się, jak się w niej
nie ugotuje. Było naprawdę ciepło.
- Masz jeszcze czas, czy musisz już iść? - Spojrzał na mnie, a ja
pokręciłem głową, idąc do przodu w kierunku miejsca, w którym
wcześniej siedziałem i gdzie zostawiłem swoje rzeczy.
- Nigdzie mi się nie spieszy – odparłem. - Ale wolałbym
posiedzieć, niż grać w koszykówkę. A ty przynajmniej odpoczniesz
– dodałem, siadając na trawie, a Sehun zajął miejsce tuż obok
mnie. Był tak blisko, że nasze ramiona lekko się o siebie
ocierały.
Przymknąłem lekko oczy, pozwalając, by orzeźwiający wiatr
owiewał moją twarz i włosy, które pewnie były w tamtym momencie
tak roztrzepane, że gdybym zobaczył się w lustrze, prawdopodobnie
wybuchnąłbym śmiechem. Wolałem jednak się o tym nie przekonywać.
Lubiłem takie chwile jak te, pełne spokoju, w towarzystwie Sehuna.
Nawet nie przeszkadzało mi to, że czasem nawet wcale nie
rozmawialiśmy. Nie czułem się wtedy niezręcznie, czy źle. Z nim
potrafiłem zrozumieć się bez słów, zwłaszcza ostatnimi czasy,
kiedy staliśmy się sobie jeszcze bardziej bliscy. Ceniłem go jako
przyjaciela. Wiedziałem, że mogę na nim polegać i ufać mu,
wiedząc, że nigdy mnie nie zawiedzie, że nawet jeżeli świat się
zawali, on pozostanie przy mnie, a odejdzie, kiedy nie będę go
potrzebował. Myślałem, że taki moment nigdy nie nadejdzie,
przecież Sehun był dla mnie zbyt ważny i wolałem umrzeć, niż go
straci. Bo jakie byłoby moje życie bez niego? Doskonale znałem
odpowiedź na to pytanie. Byłoby puste, ciągle czułbym niedosyt.
Przecież takie było, kiedy go nie znałem.
Chciałem być przy nim do końca świata i jeden dzień dłużej,
zasypiać i budzić się w jego ramionach, całymi dniami patrzeć na
jego niesamowity uśmiech i szeptać, jak bardzo go kocham. Móc
wtulić się w jego ciało i bez żadnych konsekwencji skradać
słodkie pocałunki z jego warg. Być blisko niego przez cały czas,
trzymać go za rękę i nigdy nie puszczać, czasami kłócić się o
błahe rzeczy, a później szybko godzić, a przede wszystkim mieć
świadomość, że mnie kocha, że znaczę dla niego tyle, co on dla
mnie.
Czasami chciałem wykrzyczeć, że go kocham i wiem, że spadłby
mi wielki ciężar z serca, wreszcie poczułbym się naprawdę
dobrze. Powstrzymywał mnie jednak fakt, iż mógłbym go stracić,
zaprzepaścić naszą znajomość, wypowiadając jedynie kilka słów.
Nie mogłem sobie na to pozwolić. Strata Sehuna za bardzo by bolała.
- Hunnie, masz jakieś marzenia? - zapytałem, nie zapominając ani
na chwilę o tym, o czym wcześniej myślałem. Moje marzenia były
nie do spełnienia, przynajmniej tak myślałem.
Chłopak spojrzał na mnie nieco zdziwiony, zapewne przez pytanie
jakie mu zadałem. Nawilżył wyschnięte wargi językiem i
uśmiechnął się w moją stronę lekko.
- Oczywiście, że tak, Lulu. Chyba każdy je ma – rzekł ze
spokojem, zginając nogi w kolanach, które przyciągnął do siebie.
- Człowiek bez marzeń jest człowiekiem nieszczęśliwym i smutnym.
Tak przynajmniej mówiła kiedyś moja babcia.
Spuściłem wzrok. Musiałem przyznać mu rację. Przed naszym
poznaniem byłem właśnie taki. Wiecznie niezadowolony z życia, nie
cieszyła mnie żadna rzecz, a to tylko dlatego, że nie miałem
marzenia, czegoś, co pozwalałoby mi żyć i trwać w nadziei, że
kiedyś się spełni.
- Jakie?
- Nie uważasz, że nie powinno się ich zdradzać?
- Poplątałeś. - Zaśmiałem się, opierając się dłońmi o
ziemie za plecami. - To życzeń nie można wyjawiać, bo się nie
spełnią, ale o swoje marzenia możesz być spokojny –
powiedziałem, a Sehun westchnął tylko, obracając głowę w moją
stronę. Jego wzrok niemal palił moją skórę.
- Dobrze, powiem – mruknął. - Ale zamknij oczy.
- Po co miałbym to robić?
- Mógłbyś choć raz spełnić moje polecenie bez zbędnego
gadania? - zapytał z uśmiechem plątającym mu się na twarzy, a ja
pokiwałem i zamknąłem oczy, w czym nie widziałem najmniejszego
sensu, ale on najwyraźniej tak.
- Nie wiem w czym ma mi to pomóc, Sehun. Mogę już je otwo... - Nie
pozwolił mi zakończyć, ponieważ poczułem jego miękkie wargi na
swoich. Przez chwilę myślałem, że to jedynie moje złudzenie,
ale kiedy docisnął swoje usta do moich, wszystkie domysły
zniknęły, a pozostał Sehun, jego czuły dotyk i niesamowity zapach
jego perfum, które jeszcze bardziej mieszały mi w głowie.
Jedną ze swoich dłoni ułożył na moim karku, próbując
przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie, nawet jeżeli było to
zwyczajnie niemożliwe, ale nie stawiałem oporu. Przez moment czułem
się cały sparaliżowany, zupełnie nie mogąc wykonać ani jednego
ruchu, nawet nie potrafiąc oddać pieszczoty.
Kiedy przejechał językiem po moich wargach, wreszcie ocknąłem
się, właściwie nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieję i
rozchyliłem lekko usta. Uśmiechnąłem się lekko poprzez
pocałunek, zaciskając dłonie na jego koszulce. Bałem się, że
zaraz to wszystko okaże się kłamstwem, a Sehun zniknie. Nie mogłem
pozwolić, by odszedł.
Sehun nie spieszył się. Wykonywał powolne ruchy językiem, który
łączył się z moim, falując w pełnym namiętności, ale i
uczucia tańcu, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Nie
chciałem się od niego oderwać ani na krótką chwilę.
Przesunąłem jedną dłoń z jego koszulki na szyję, z kolei
później na pewnie zarumieniony policzek, gdzie już pozostała.
Czułem pod opuszkami palców jego ciepłą skórę i pracę
mięśni, po czym mruknąłem zadowolony, uświadamiając sobie, że
tak długo na to czekałem.
Kiedy w moich płucach nie pozostało ani trochę powietrza,
oderwałem się od niego niechętnie i spojrzałem na jego twarz,
którą oświetlały promyki słońca. Uśmiechał się, a ja byłem
tego powodem. Stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie.
- To ty jesteś moim marzeniem, Lulu
– odparł, ponownie złączając nasze usta.
- Luhan! - krzyknął Baekhyun, a ja zdezorientowany spojrzałem
najpierw na gazetę, później na bruneta klęczącego przede mną z
przerażoną miną. - Już się bałem, że dostałeś jakiegoś
szoku – powiedział i wyrwał czasopismo z moich rąk, po czym
położył je na stoliczku obok.
- Hmm? - jęknęłam niezrozumiale, rozchylając usta. Nadal czułem
smak tych drugich, malinowych warg, które wcześniej z taką pasją
całowały moje. Automatycznie moja ręka powędrowała do twarzy.
- No siedzisz już tutaj od pół godziny, a jak od kilku minut
próbowałem do ciebie dotrzeć, to nie reagowałeś. Już miałem
dzwonić na pogotowie – przyznał, siadając obok mnie. Zarzucił
mi rękę na kark i przytulił mnie do siebie. - Nie rób tak więcej,
martwisz mnie.
Kiwnąłem głową, chowając się w jego objęciach. Zastanawiało
mnie to, o czym myślałem wcześniej... Czyżby wspomnienia zaczęły
powracać?
*
Nasz wypad na Bubble tea właściwie nie skończył się na tym. Po
wypiciu tego napoju wstąpiliśmy jeszcze do baru obok, gdzie
spędziliśmy kilka dobrych godzin, smakując przeróżnych trunków.
Była to doskonała okazja, zważywszy, że był piątkowy wieczór,
a jutro nie musieliśmy iść do pracy. Przynajmniej ja, bo Baekhyun
się tym zbytnio nie przejmował. Dla niego liczyła się jedynie
zabawa. Czasem podziwiałem go za ten wyjątkowy sposób bycia.
Wyznawał zasadę „żyj chwilą”. Przez to nieraz nie przejmował
się konsekwencjami, tylko robił co chciał. Nie wychodził też na
tym tak źle, najwidoczniej miał niesamowite szczęście.
- Mówił, że jest gejem – mruknął, idąc nieco chwiejnie obok
mnie. - Że go pociągam i w ogóle. Nieraz wspominał, że mnie
kocha i jestem tym jedynym, że zdecydowanie nigdy mnie nie zostawi.
Przysięgał, wiesz? - zapytał retorycznie, przykładając butelkę
z jakąś tanią whiskey do ust, z której chwilę później upił
trochę trunku. - A dwa miesiące później na moich oczach przelizał
się z jakąś wytapetowaną cizią, która wyglądała jak neonówka.
Takiej ilości kolorów w jednym miejscu jeszcze nigdy nie widziałem.
- Zaśmiał się smutno, zdając sobie sprawę, że cały alkohol się
skończył.
- Tęsknisz za nim?
Chłopak zatrzymał się na chwilę i oparł o jakiś budynek, już
chyba nie mogąc iść dalej. Nie dziwiłem mu się, w końcu po
takiej ilości alkoholu jaką on pochłonął, niejeden człowiek już
dawno leżałby gdzieś, całkowicie nie kontaktując.
- Wiesz, Channy był takim człowiekiem, który jednym gestem
potrafił doprowadzić mnie do łez rozbawienia. Myślałem, że jest
niezastąpiony, dlatego przykro mi było, kiedy jednego wieczora
przyszedł spakować walizki i raz na zawsze spierdolił z mojego
życia – bełkotał nieco niezrozumiale, ale jakoś byłem w stanie
to rozszyfrować. - A niedawno dowiedziałem się, że będzie tatą.
- Pokręcił z niedowierzaniem głową i wbił we mnie swoje
spojrzenie. Jego tęczówki były jak dwa małe węgielki. - Swoją
drogą, Yuri nie pasuje mi na mamę. Ta wytapetowana pizda bardziej
nadaje się do burdelu niż na żonę Chanyeola – mruknął
niezadowolony.
- Będą lepsi, chyba – stwierdziłem, chwytając za rękę
Baekhyuna i pociągnąłem go tak, by stanął na równe nogi. Udało
się, ale wyszło nieco chwiejnie.
- Mhm, jasne – odparł. - Śpiący jestem. Odprowadzisz mnie do
domu, hyung? - zapytał opadając na moje ramię, po czym lekko
pocałował mnie w policzek, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Luluś? - usłyszałem czyiś głos, na dźwięk którego przeszły
mnie dreszcze. Obróciłem się gwałtownie, popychając przy tym
biednego Baekhyuna na chodnik, na który upadł. Schyliłem się, by
pomóc mu wstać, co było cięższe niż przypuszczałem. - Czekaj,
pomogę ci – powiedział nieznajomy, a ja momentalnie przeniosłem
na niego wzrok. Rozpoznałem go. Był na filmiku, który kiedyś
pokazywał mi Sehun i raz z nim rozmawiałem, przed zerwaniem
kontaktów z Oh. Kai. Wiem, że to była jego ksywka, ale imienia nie
mogłem sobie przypomnieć.
-
Dzięki –
mruknąłem, kiedy ciemnowłosy złapał Baekhyuna pod pachami i
pociągnął w górę. Chłopak od razu przylepił się całym
ciałem do Kaia, zarzucając mu ręce na ramiona i oplatając go
wokół szyi.
- Śliczny
jesteś – wybełkotał Baekhyun z szerokim uśmiechem na ustach, a
Kai otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Tak, nie co dzień ma się
styczność z gejem, który nie ukrywa swojej orientacji, nawet jak
jest trzeźwy. Widząc to, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Co u ciebie, Luluś? - zapytał, kiedy odsunął trochę od siebie
Baekhyuna, a mi drgnęła ze złości brew. Przymrużyłem oczy i
spojrzałem z mordem na Kaia. Ten zaśmiał się pod nosem.
- Widzę, że nadal się o to złościsz.
O przezwisko? W takich momentach miałem wielką ochotę dowiedzieć
się tego, co się działo przed wypadkiem, jakie było moje życie,
pragnąłem przypomnieć sobie każdą scenę.
- Dobrze – odparłem, zapinając bluzę pod samą szyję. Mimo, że
za dnia było ciepło, to tego wieczora panował chłód. Aż
podziwiałem Baekhyuna, który paradował w podkoszulku. - Nic się
nie zmieniło. Jak widać, moje życie od zawsze miało być i będzie
monotonne – stwierdziłem, patrząc na chłopaków. - A u ciebie? I
Sehuna? - dodałem szeptem, ale najwyraźniej chłopak usłyszał.
- Nie jest źle. Dostał się na bardzo dobrą uczelnie i za niedługo
zacznie studia. Starał się. - Uśmiechnął się, nie zważając na
Baekhyuna, który nieustannie się do niego łasił, niczym mały,
słodki kotek.
- Pozdrów go kiedyś – poprosiłem.
- Jasne.
Baekhyun chyba nie chciał dać za wygraną, bo przytulił się do
ramienia znacznie wyższego chłopaka i wbił w nie paznokcie, nie
pozwalając mu uciec, mimo że sam ledwo trzymał się na nogach. -
Masz ochotę na szybki numerek? - zapytał bezwstydnie, stając na
palcach. - U mnie, czy u ciebie? Kanapa Luhana też jest wygodna,
albo łazienka w knajpce, w której pracuję jest świetna. Gdzie
tylko zechcesz. - Wyszczerzył się, a ja zatkałem mu usta ręką,
by nie powiedział jeszcze czegoś głupszego, o ile było to
możliwe.
- Pomóc ci go odprowadzić?
- Jeśli byś mógł – powiedziałem do chłopaka, który schylił
się jedynie i przerzucił sobie Baekhyuna przez ramię, po czym
ruszyliśmy w stronę domu bruneta.
- O, czyli idziemy do mnie? - powiedział Baekkie ledwo słyszalnie. - Ty,
Luhan, też możesz się przyłączyć, lubię trójkąty.
W odpowiedzi usłyszałem tylko dźwięczny śmiech Kaia.
***
Przepraszam, że takie opóźnienia, miałam trochę pracy na głowie. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu :3 Jak to stwierdziła Bere, to ostatni normalny rozdział Closed Mind :3 aż szkoda, bo dobrze pisało mi się takie rozdziały, ale fantastyka też jest fajna. :3
"- O, czyli idziemy do mnie? - powiedział Baekkie ledwo słyszalnie. - Ty, Luhan, też możesz się przyłączyć, lubię trójkąty.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi usłyszałem tylko dźwięczny śmiech Kaia." - Hahahahahaha.... :D:D:D:D:D:D:D:D:D normalnie śmiałam się do kompa jak głupia. Teraz w domu uwarzają mnie za wariatkę. Co poniekąd się zgadza. ;p Weny!
OOOO. NOWY ROZDZIALIK I FAJNY DO TEGO :DDD HEHE BEKONUŚ SIĘ DO KAJA PRZCZEPIŁ :DDD I LULUŚ WRESZCIE SOBIE COŚ PRZYPOMINA :DDD
OdpowiedzUsuń...boże Baekhyun. KaiBaek, Chanyeol pizdo jak mogłeś *przeżywa, bo Baekyeol* Kai będzie miał ciekawie. Chociaż skoro teraz mają być rozdziały z fantastyką to już nie wiem czego się spodziewać. Chociaż takie rozdziały też się przyjemnie czytało, w każdym coś się działo i to bez zbytnich udziwnień. No, ale mam nadzieję, że obie pozytywnie mnie zaskoczycie. Dlatego życzę dużo weny. I Lulu i Sehun sa świetnie opisani :>
OdpowiedzUsuńOmo..Jakie to piękne ^^ Baekhyun jest dziwny xD
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalsze części :)
Weny dużo :)
Hwaiting!
O Boże xD Umarłam chyba. Ja zawsze wiedziałam że Baekkie to takie...ah on mnie rozbraja XD Na początku, kiedy zaczęło się wspomnienie Luhana byłam pewna, że to jest dalej rzeczywistości i mówi to Kai i trochę mnie to zbiło z tropu ale później już się połapałam. Waaa~! Też bym chciała taki pocałunek >.< Uh...jestem ciekawa jak to się dalej wszystko potoczy. Teraz czytając o Kai mam przed oczami chłopaka z warkoczykami na głowie i już sobie wyobrażałam jak Baekhyun się nimi bawi xD Biedny Luluś, pewnie przeżył niemały szok zdając sobie sprawę jak bardzo kochał Sehuna. Cholercia ale jestem jakaś nieogarnięta...to przez comeback. Na pewno XD Więc życzę wam tylko dużo weny i hwaiting!
OdpowiedzUsuńG.G
Proszę napiszcie co to za piosenka z tego zwiastuna
OdpowiedzUsuńgreyson chance - slipping away :3
UsuńZacznę może od spokojnego skomentowania poprzedniego partu, który pominęłam, a źle się z tym czuję, bo są dwie autorki i chociaż historia jest jedna, to jednak każdy bohater ma swój wydzielony czas. Wolę się skupić na każdym osobno, jakoś tak będę miała spokojniejsze sumienie, więc jeszcze raz przeczytałam fragmentu Sehuna i jestem gotowa do wyprodukowania porządnego komentarz xD (jeszcze raz przepraszam za mój spóźniony zapłon i kompletny nieprofesjonalizm - można mnie pobić albo poobrzucać pomidorami, czasami tak kop mi się przydaje~).
OdpowiedzUsuńTak cholernie jest mi żal Sehuna, że mam ochotę ścisnąć go w ramionach i przytulić tak mocno, jak się tylko da. Pozwolić mu się wypłakać i wylać z siebie cały ten smutek z powodu wypadku. To niewyobrażalnie trudne, "stracić" ukochaną osobę, nawet, jeśli ta osoba żyje, ale jest jakby obca - w końcu Luhan nawet go nie pamięta. Jongin, moja perełka, wiedziałam, że taki całkiem zły to on nie będzie. Bardzo troszczy się o Sehuna, widać, że jest jego prawdziwym przyjacielem, mimo, że wcześniej działał Luhanowi na nerwy. Ten moment, kiedy przytulił Sehuna, był kochany. Moje Sekaiowe serce natychmiast podskoczyło z radości, ale szybko się opamiętałam, bo przecież bądź co bądź to ma być HunHan. A jednak Sekai to tutaj taki idealny bromance, tak mi się wydaje. Dobrze, że Sehun ma w nim takie oparcie. Słowa Luhana o tym, że nie może odwzajemnić jego uczucia musiały go zaboleć. Tym bardziej, że Luhan go przecież kocha, tylko sam o tym nie pamięta. To taka frustrująca sytuacja, bo zawsze jest promyk nadziei, a z drugiej strony nie można nic poradzić na przebieg wydarzeń. Trzeba czekać. Moment z żyletką mną wstrząsnął, nie sądziłam, że Sehun mógłby posunąć się do czegoś takiego, ale wydarzenia robią z ludźmi różne rzeczy. Dobrze, że w porę się opamiętał. I te bransoletki na końcu... ha, wiedziałam, że z nimi jest coś nie tak! Mają jakąś moc, prawda? Założę się, że mają. I wciąż chodzą mi po głowie te moje szalone domysły o cofnięciu się do przeszłości i zapobiegnięciu katastrofie. Tym bardziej, że w zwiastunie opowiadania użyłyście fragmentu Sehuna z Black Pearl, gdzie stoi on na zegarze...
BOŻE, zaczynam zachowywać się jak pokręcony EXOTIC, który we wszystkim widzi podteksty i tajemnice xDD Ale nie możecie mnie za to winić, w końcu dzisiaj miał miejsce COMEBACK, nadal trochę w to nie wierzę i nadal trochę spazmuję. A więc moje gadanie głupot jest chyba usprawiedliwione xD
Biorę się w takim razie za rozdział piąty, rozdział Luhana *^* Wiecie co, chyba zacznę Was tak nazywać. Uszati będzie Luhanem, a Berenika Sehunem *u* Mój nowy ulubiony bromance :3
Wygląda na to, że życie Luhana wróciło do normy. Do względnej normalności, bo wciąż nie odzyskał swoich wspomnień, ale jednak chyba się dostosował. To dobrze. Od razu pokochałam Baekhyuna, od pierwszego jego pojawienia się xD Jest uroczy, z tym swoim entuzjazmem i optymizmem. Taka nadpobudliwa przytulanka <3 Następny fragment mnie zaskoczył, bo przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Jak to, Luhan odnowił znajomość z Sehunem? Potem coś zaczęło mi nie pasować i domyśliłam się, że to jedno z wymazanych wspomnień, które nieoczekiwanie powróciło O.O Biedny Luhan, to stało się tak nagle. Czyżby zaczynała powracać mu pamięć?
Pojawienie się Jongina na końcu i KaiBaek - uwielbiam, zdecydowanie moja ulubiona część rozdziału *w* Lubię ten paring, mam nadzieję, że będą mieli jakiś większy wątek razem. A Chanyeol, szmata, puszcza się z Yuri po kątach -,- Niedobry.
Podsumowując, coraz bardziej mnie rozsadza w oczekiwaniu na ten wątek fantasy. Mam swoje scenariusze i nikt mi ich nie zabierze xD Czekam więc.
HWAITING~ I nie przejmujcie się nieudolnymi plagiatami, nie warto :3
Och... na początku przepraszam, że tak się zabierałam do tego komentarza -.- Leń to jednak przewlekła choroba :P
OdpowiedzUsuńLulu odzyskał część wspomnień, tak? chyba tak. huh...
Polubiłam Baekyeola <3 Taki fajny facet ^^ I te jego teksty po pijaku hahaha <3 Wgl taki pozytywny ^^
A Luhan mnie wkurza >.< albo wkurzał? nie, wkurza. Ciągłe gadanie "nie potrafię". Sory, ale jestem na punkcie takiej hmm... filozofii życiowej(?) wyczulona i no... uczulona. xD Strasznie mi takie gadanie działa na nerwy >.<
To ostatni n o r m a l n y rozdział, tak? fajnie ;) Jestem mega ciekawa, jak to się teraz będzie rozwijać no i ten... na czym będzie polegać owe fantasy? :P
Czekam na kolejny :*
Ja was zabiję. Rly. Nie lubię komplikacji XD Umieram za każdym razem, kiedy czytam closed mind. ARGH!
OdpowiedzUsuńOszaleję.
Nie, nie stać mnie na dłuższy komentarz. Mój mózg to papka z Iron Mana i Hunhana, mam taki zamęt, że kręcę się teraz wokół własnej osi próbując nie wpaść na krzesło.
grisarosa vel spopielona
Omomomo, przepraszam, ze tak późno, ale już tłumaczyłam na KJ, że sesja odbiera mi wszelkie chęci do czytania czegokolwiek :c strasznie nie lubię tak późno komentować... Ale mniejsza z tym. Szkoda, ze to ostatni "normalny" rozdział, bo tak fajnie się czytało te rozdziały, takie luźne, ale zarazem przepełnione emocjami, co nie zmienia faktu, że jestem ciekawa tej fantastycznej strony tego opowiadania. Boziu, Baekhyun jest powalający, zwłaszcza pijany! Uwielbiam pijane osoby, ale tylko wtedy, gdy są zabawne, a nie gdy rozwalają wszystko dookoła i z każdym chcą się bić. Ta jego propozycja skierowana do Kai'a była genialna, że też potrafił być taki bierny wobec słodkiego Baekhyuna :c i widzę, że Luhan powoli odzyskuje pamięć. Z początku myślałam, że to dzieje się teraz, a to tylko wspomnienie... I niech się Luhan nie martwi, ze mnie jest taka sama sierota, jak z niego, chociaż ostatnio o dziwno nie ulegam żadnym wypadkom ^^
OdpowiedzUsuń