Fifth

29 maj 2013

Warknąłem zdyszany, biegnąc przez chodnik. O mało nie wpadłem na jakąś dziewczynkę i jej babcię, która była bliska zdzielenia mnie swoją parasolką, chociaż nie wiem, po co jej była, skoro dzień zapowiadał się niezwykle pięknie. Dzięki tej słonecznej pogodzie mój humor był znacznie lepszy niż wczorajszego popołudnia, kiedy cały mokry od deszczu wróciłem do domu. Dziwne, że nie nabawiłem się kataru.
Wiedziałem, że jestem spóźniony, a szef, jeżeli się o tym dowie, zabije mnie, a później wyleje z pracy, która de facto była mi potrzebna. Wolałem jednak, żeby nie było go w knajpce, przynajmniej ominąłbym godzinne kazanie, w którym wypominałby mi, jakim jestem złym pracownikiem. Już nieraz to robił, dodawał też, że przed wypadkiem byłem lepszy, solidniejszy i bardziej się przykładałem. Nie mogłem nic na to poradzić, być może się zmieniłem, ale nie przeszkadzało mi to, nawet nie wiem, jaki tak naprawdę byłem wcześniej. Jedno jest jednak pewne, już nigdy nie będę Luhanem sprzed wypadku. On zginął razem z innymi pasażerami. Dawna osobowość odeszła, podobnie jak wspomnienia. Po tym roku, który minął, zdążyłem oswoić się z ich brakiem. Może czasami tęskniłem za nimi, a moja mama wcale nie pomagała. Zdarzało jej się wspominać o Sehunie, mimo moich nalegań, by przestała. To nie tak, że go nie lubiłem, po prostu kontakt się urwał. On przestał do mnie przychodzić, czego nie miałem mu za złe. Poddał się, ale będąc na jego miejscu zrobiłbym pewnie to samo. Podjął się niemożliwego, przynajmniej tak wtedy myślałem. Ja również odpuściłem. Oglądanie filmików, czy tych wszystkich rodzinnych albumów nie dało nic. Byłem cholernie zły, ale przeszło mi, przecież wszystkiego mieć nie można.  
Nieco skrzywiłem się, kiedy ujrzałem szyld chińskiej knajpki, tudzież mojego miejsca pracy i mimo że powinienem zjawić się tam jakieś czterdzieści minut temu, wolałem do środka nie wchodzić. Już myśl o niezadowolonej minie mojego szefa sprawiała, że miałem ochotę zawrócić i w podskokach ruszyć w drogę powrotną do domu. Ale dawno nie byłem już dzieckiem, musiałem brać odpowiedzialność za swoje czyny.  
Biegiem wpadłem do knajpki, nie zwracając nawet uwagi na to, czy kogoś staranuję samym moim wejściem, czy drzwiami, które otworzyły się z zawrotną prędkością, kiedy wchodziłem. Nie lubiłem się spóźniać, ale ostatnio nie miałem na to wpływu. Powoli wszystko stawało przeciwko mnie.
Na swoje szczęście nigdzie nie zauważyłem szefa, ale skubany mógł czaić się na mnie w niewielkim pomieszczeniu, które służyło pracownikom za szatnię. Właściwie tam zostawialiśmy wszystkie swoje rzeczy, które były zbędne przy pracy. Czasami też ukrywałem się tam, gdy byłem niesamowicie zmęczony. Nikt nawet nie pomyślał o tym, że w czasie pracy ktoś może tam przebywać. Dla mnie lepiej.  
Kiedy już byłem kilka metrów przed ciemnymi drzwiami, za którymi znajdowała się szatnia, poczułem czyjeś ręce mocno oplatające moją talię oraz długie palce zgrabnie chwytające i tak nieco zmiętą, niebieską koszulkę. Później natomiast mój policzek spotkał się z czyimiś ciepłymi, lekko mokrymi ustami, przez co wykrzywiłem swoje wargi w szerokim uśmiechu.
- Lulu! - zaświergotał mi do ucha rozradowany Baekhyun, uwieszając się na moim ciele. Wtulił się we mnie mocno, a ja zaśmiałem się tylko cicho, przyzwyczajony do takich powitań, które swoją drogą lubiłem, podobnie jak obecność tego Koreańczyka.
Poznaliśmy się prawie siedem miesięcy temu, właśnie w tej knajpce. Naprawdę szybko został nowym pracownikiem, w czym sprawdził się świetnie. Na samym początku ciężko było mi się do niego przekonać. Był strasznie otwarty i reszta personelu bardzo go lubiła, ale ja nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego, jego osobowość nieco mnie przytłaczała. Chłopak tryskał pozytywną energią i dosłownie zarażał nią wszystkich dookoła, tylko nie mnie. Później się to zmieniło i zyskał moją sympatię. Najwyraźniej potrzebowałem jedynie trochę czasu, by przywyknąć do jego dziwnej, ale na swój sposób ciekawej i niesamowitej osobowości. Mijały miesiące, a powoli zaczęło mi się to od niego udzielać. Może nie byłem aż tak pozytywnie na wszystko nastawiony jak Byun, ale zdecydowanie stałem się bardziej otwarty. Czasami miałem wrażenie, że dzięki niemu zapominałem o wszystkich problemach, byłem po prostu szczęśliwy. Baekhyun okazał się świetnym przyjacielem.
- Udusisz mnie. - Zaśmiałem się cicho, czując, jak jego ręce z mojego pasa nagle znalazły się wokół mojej szyi. - Wiem, że mnie kochasz, ale nie musisz tak tego okazywać. Uwierz, chcę jeszcze żyć – dodałem, a on zabrał ręce z nieukrywanym zawodem malującym się na niezadowolonej, ale uroczej buźce.
- Przepraszam – mruknął, wysuwając dolną wargę do przodu, jednak chwilę później uśmiechnął się szeroko i rzucił we mnie czarnym fartuszkiem z logiem knajpki.
- Jest szef? - zapytałem trochę zaniepokojony, ubierając fartuszek. Przy kieszonce miał słodką naklejkę z Hello Kitty, którą nakleił mi kiedyś Baekhyun. Zawsze, kiedy ją widziałem, nie mogłem powstrzymać się od chichotu. Ten człowiek czasami mnie zadziwiał.
- Nie – powiedział, kręcąc głową i oparł się o stolik. - Wyjechał przecież wczoraj do Tokyo. Ale przyszedł jego syn. Jak zwykle nie zainteresował się niczym. Wyszedł tak szybko jak i się zjawił – poinformował mnie, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą. - Wiesz, Luhan. Lepiej byłoby po prostu, gdybyś przychodził na czas. Zaoszczędziłbyś sobie nerwów. Nie chodziłbyś czasem taki wnerwiony. - Ja jedynie mogłem przyznać mu rację. - Umm, chcesz dziś po pracy przejść się na bubble tea? Jest nowy smak.
Niemal wybuchłem śmiechem, widząc te wesołe, pełne optymizmu oczka chłopaka, który przepadał tak samo za tym napojem jak ja. - Jasne.
Ten pokiwał jedynie głową i wyszczerzył się, odbijając się od stołu, po czym pokierował się w stronę kuchni, a ja niedługo później podążyłem za nim. Było jeszcze trochę minut do otwarcia, więc wreszcie mógł mnie nauczyć robić ten swój pyszny koktajl, którym ostatnimi czasy wręcz uwielbiał mnie częstować.
- Baekkie – mruknąłem, biorąc truskawkę do rąk. - Coś mi obiecałeś, pamiętasz? - zapytałem, wlepiając swoje spojrzenie w chłopaka.
- Luhan, jeszcze nie mam tak słabej pamięci, żeby zapomnieć to, co mówiłem przedwczoraj – odrzekł, patrząc na mnie. - Chodź tu – ponaglił mnie, a ja szybko przesunąłem się w jego stronę, zatrzymując swój wzrok na owocach. Knajpka, w której pracowałem oferowała naprawdę duży jadłospis. W menu znajdowały się dania począwszy od tradycyjnych, chińskich potraw, poprzez sałatki, kończąc na deserach lodowych, czy właśnie koktajlach. Lubiłem to, bo mimo iż byłem kelnerem, podczas mojej pracy tu zdążyłem nauczyć się kilku dań, choć szczerze powiedziawszy nienawidziłem gotować. - Podaj cytryny – poprosił, a ja sięgnąłem po owoce leżące trochę dalej i dałem je chłopakowi do rąk. Ten rozkroił je na dwie równe części i wcześniej wyjąwszy pestki, wycisnął z nich starannie cały ich sok do blendera. - Dodaj łyżeczkę cynamonu.
- Myślę, że lepiej będzie, jeżeli ty zrobisz wszystko, a ja tylko popatrzę – stwierdziłem, biorąc do rąk pojemnik z przyprawą. - Ja wszystko zepsuję, jeżeli włożę w to trochę pracy.
- Lulu, jeżeli takie będzie twoje podejście, to ty się nigdy nie nauczysz – odparł, a ja zmarszczyłem nos. - Nie bój się. Jak wyjdzie niedobry, to zrobimy jeszcze raz, aż w końcu będzie idealny – obiecał, a ja westchnąłem tylko, dodając składnik do koktajlu. - Widzisz, świetnie się spisałeś, pierwsze zadanie za tobą. - Zaśmiał się wsypując zmielone goździki do naczynia. - Teraz dodaj trzy łyżeczki miodu.
- Mogą być cztery? Uwielbiam miód – stwierdziłem, a on pokiwał z rozbawieniem głową.
- Tak, ale nie przesadź, bo wyjdzie za słodki.
Według jego zaleceń dodałem cztery łyżeczki, natomiast on chwilę później wlał kilka szklanek schłodzonej wody i wszystko zmiksował, dopóki nie pojawiła się pianka. Podałem mu dwie szklanki, do których przelał napój i wręczył jeden mi.
- Próbuj pierwszy – powiedział. - Ja wolałbym nie ryzykować przedwczesną śmiercią.  
- Jakiś ty zabawny – prychnąłem ironicznie, upijając trochę napoju. Po chwilę uśmiechnąłem się szeroko i uniosłem kciuk prawej ręki do góry, nie mogąc oderwać ust od szklanki. - Jesteś cudotwórcą, Bekkie.
*
Ciepłe promienie letniego słońca delikatnie muskały moją twarz i włosy, sprawiając, że miałem ochotę siedzieć nad tą rzeką cały czas, ogrzewany tylko długimi, jasnymi smugami. W dłoniach trzymałem jakąś gazetę i dokładnie śledziłem tekst jednego z artykułów, który bardziej mnie śmieszył, niż skłaniał do jakiegokolwiek myślenia.
Westchnąłem przeciągle, mnąc zapisane, kolorowe pismo w dłoniach, po czym zrezygnowany położyłem ją obok siebie i z przymrużonymi oczyma spojrzałem na Sehuna, który biegał po niewielkim boisku do piłki koszykowej w każdą możliwą stronę. Widać, że był zmęczony, ale nie odpoczął ani na chwilę.  
Uśmiechnąłem się do siebie. Lubiłem na niego patrzyć. Sama jego obecność sprawiała, że moje serce przyspieszało tempa, w głowie kręciło mi się niesamowicie, a czasem nawet zapominałem, jak się mówi. Niby znaliśmy się już jakiś czas, ale te odruchy były niekontrolowane, nie byłem w stanie ich powstrzymać. Sehun sprawiał, że pragnąłem po prostu być blisko niego, wpatrywać się w jego twarz całymi godzinami, zwłaszcza w ten niesamowity uśmiech, którym doprowadzał mnie do szaleństwa. Kiedy byłem blisko niego, zdecydowanie znajdowałem się w innym świecie. Takim swoim, niedostępnym dla innych. Był stworzony tylko dla mnie i Sehuna, który z kolei był tylko moim przyjacielem.
Sehun właściwie nigdy nic nie mówił o swoich poprzednich związkach. Ten temat był dla mnie zamknięty i całkiem odległy, ale nie naciskałem na niego. Jeżeli nie chciał, mówić nie musiał. Rozumiałem, że nie musi dzielić się ze mną wszystkim. Wystarczy, że był moim przyjacielem, codziennie mogłem się z nim spotykać. Podobał mi się taki stan rzeczy i nie miałem prawa narzekać, nawet, jeżeli skrycie liczyłem na coś więcej.  
Był typem buntownika. Niegrzeczny chłopiec z nutką niezwykłości i delikatności, która niesamowicie mnie pociągała. On nawet nie wiedział, jak na mnie działał. Wystarczyły drobne, na pozór nic nieznaczące gesty, bym zakochał się w nim bez opamiętania. Jeszcze nikt nie działał na mnie tak jak Oh Sehun.
Wbiłem swoje spojrzenie w połyskującą niedaleko rzekę i skuliłem się trochę, czując pod dłońmi miękką trawę. Często przychodziliśmy tu z Sehunem w takie dni jak ten. Ja mogłem w spokoju odpocząć od wszystkich męczących mnie spraw, słysząc szum wody, a on – pograć w koszykówkę, którą naprawdę lubił. Czasami towarzyszył nam Kai, ale zawsze zajęty był Sehunem. Na mnie zwracał uwagę tylko wtedy, kiedy chciał mnie zdenerwować, co wychodziło mu idealnie.
- Lulu, chodź tu – zawołał mnie Sehun. Odwróciłem się do niego przodem i pokręciłem przecząco głową. - No nie daj się prosić.
- Nie.
- Tylko pięć minut? No proszę, Lu – zawył, spoglądając na mnie tym swoim wzrokiem, aż zacisnąłem mocno wargi. Nie potrafiłem więcej mu odmówić.
- Pięć i ani chwili dłużej – mruknąłem, wstając, po czym powolnym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka. Stanąłem naprzeciwko niego i opuściłem dłonie wzdłuż ciała. - Ale wiesz, że nie umiem – odburknąłem cicho, patrząc krzywo na trzymaną w jego dłoni piłkę.
- Dlatego chcę cię nauczyć. Najpierw złap tę piłkę – polecił, rzucając w moją stronę przedmiot, który o dziwo złapałem, nieco chwiejąc się przy tym na boki, ale ważne, że trzymałem ją, a nie poleciała gdzieś w krzaki. Zdolności sportowych to ja zdecydowanie nie miałem. - Świetnie – pochwalił mnie, przez co na usta cisnął mi się szeroki uśmiech. Teraz odrzuć mi ją. Rozstaw lekko nogi i ugnij ręce, na wysokości klatki piersiowej.
Próbowałem robić wszystko tak jak mówił, ale średnio mi to wychodziło. Sehun uśmiechał się ukradkiem, a ja wiedziałem, że to przeze mnie. Moja poza musiała być dziwna. Jak ja nienawidzę sportu.
Spojrzałem na piłkę trzymaną w mojej dłoni, później na Sehuna oczekującego na jej przyjęcie. Nie rozmyślając ani chwili dłużej, odrzuciłem ją, a ta z większą mocą poleciała troszkę wyżej, niż chciałem, w efekcie uderzając zupełnie nieprzygotowanego na taki ruch Sehuna. Zamknąłem oczy, przeklinając cicho pod nosem na przemian modląc się, by chłopakowi nic nie było.
- Wszystko w porządku? - zapytałem niepewnie, widząc, jak chłopak przykłada dłoń do twarzy.
- Tak, Lulu, ale proszę, następnym razem celuj trochę niżej. Chcę ten dzień zakończyć bez złamania nosa, czy czegoś innego – powiedział, uśmiechając się delikatnie, następnie podszedł do mnie i podał mi piłkę. - Może bezpieczniej będzie, jak porzucamy do kosza?
 - Nie potrafię. Już z całego tego zła, jakim jest sport, najbardziej lubię ping ponga – stwierdziłem, cofając się trochę w tył. Ta gra przynajmniej nie męczyła i była całkowitym przeciwieństwem koszykówki.  
- Nie obraź się, ale ty nawet w to nie potrafisz grać – stwierdził, wzruszając ramionami, a ja naburmuszyłem się. Nie musiał mnie o tym informować w taki sposób.
- Dziękuję za szczerość, Panie Idealny – odparłem, wyrzucając piłkę z rąk i delikatnie pchnąłem dłonią ramię Sehuna, który prychnął cicho, otwierając usta.
- Stawiasz się? - Zaśmiał się rozbawiony, patrząc na mnie z góry. Nienawidziłem różnicy wzrostu. Może nie była ona jakaś wielka, ale zdecydowanie byłem niższy od niego.
- Jasne, że tak – powiedziałem, zbliżając się jeszcze bardziej do chłopaka, co nie wyszło mi za bardzo, bo potknąłem się o niezawiązaną sznurówkę, czego biedny Sehun nie mógł przewidzieć i przewrócił się na chropowatą powierzchnię boiska do piłki koszykowej, a ja na niego.
- Dlaczego musisz być taką niezdarą? - zapytał zrezygnowany, kładąc dłonie na moich biodrach. Po chwili przekręcił nas tak, że to ja leżałem pod nim z niezadowoloną miną. - Nawet chodzić nie potrafisz – dogryzał mi, a ja obróciłem głowę w bok, chcąc uniknąć jego przeszywającego spojrzenia.
- Wybacz, że nie potrafię robić wszystkiego dobrze – mruknąłem. - Ciężki jesteś, zejdź – poprosiłem, a chłopak posłusznie wykonał moje polecenie, po czym wyciągnął dłoń ku mnie, którą zręcznie złapałem i podniosłem się na równe nogi. - Właściwie każdy sport jest dla mnie zbyt brutalny. Wolę oglądać niż grać.
Sehun pokiwał jedynie głową i zabrał skórzaną kurtkę, która wcześniej spokojnie wisiała na oparciu ławki. Zarzucił ją na swoje imponujące ciało, a ja zastanawiałem się, jak się w niej nie ugotuje. Było naprawdę ciepło.
 - Masz jeszcze czas, czy musisz już iść? - Spojrzał na mnie, a ja pokręciłem głową, idąc do przodu w kierunku miejsca, w którym wcześniej siedziałem i gdzie zostawiłem swoje rzeczy.  
- Nigdzie mi się nie spieszy – odparłem. - Ale wolałbym posiedzieć, niż grać w koszykówkę. A ty przynajmniej odpoczniesz – dodałem, siadając na trawie, a Sehun zajął miejsce tuż obok mnie. Był tak blisko, że nasze ramiona lekko się o siebie ocierały.
Przymknąłem lekko oczy, pozwalając, by orzeźwiający wiatr owiewał moją twarz i włosy, które pewnie były w tamtym momencie tak roztrzepane, że gdybym zobaczył się w lustrze, prawdopodobnie wybuchnąłbym śmiechem. Wolałem jednak się o tym nie przekonywać.
 Lubiłem takie chwile jak te, pełne spokoju, w towarzystwie Sehuna. Nawet nie przeszkadzało mi to, że czasem nawet wcale nie rozmawialiśmy. Nie czułem się wtedy niezręcznie, czy źle. Z nim potrafiłem zrozumieć się bez słów, zwłaszcza ostatnimi czasy, kiedy staliśmy się sobie jeszcze bardziej bliscy. Ceniłem go jako przyjaciela. Wiedziałem, że mogę na nim polegać i ufać mu, wiedząc, że nigdy mnie nie zawiedzie, że nawet jeżeli świat się zawali, on pozostanie przy mnie, a odejdzie, kiedy nie będę go potrzebował. Myślałem, że taki moment nigdy nie nadejdzie, przecież Sehun był dla mnie zbyt ważny i wolałem umrzeć, niż go straci. Bo jakie byłoby moje życie bez niego? Doskonale znałem odpowiedź na to pytanie. Byłoby puste, ciągle czułbym niedosyt. Przecież takie było, kiedy go nie znałem.
 Chciałem być przy nim do końca świata i jeden dzień dłużej, zasypiać i budzić się w jego ramionach, całymi dniami patrzeć na jego niesamowity uśmiech i szeptać, jak bardzo go kocham. Móc wtulić się w jego ciało i bez żadnych konsekwencji skradać słodkie pocałunki z jego warg. Być blisko niego przez cały czas, trzymać go za rękę i nigdy nie puszczać, czasami kłócić się o błahe rzeczy, a później szybko godzić, a przede wszystkim mieć świadomość, że mnie kocha, że znaczę dla niego tyle, co on dla mnie.  
Czasami chciałem wykrzyczeć, że go kocham i wiem, że spadłby mi wielki ciężar z serca, wreszcie poczułbym się naprawdę dobrze. Powstrzymywał mnie jednak fakt, iż mógłbym go stracić, zaprzepaścić naszą znajomość, wypowiadając jedynie kilka słów. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Strata Sehuna za bardzo by bolała.
- Hunnie, masz jakieś marzenia? - zapytałem, nie zapominając ani na chwilę o tym, o czym wcześniej myślałem. Moje marzenia były nie do spełnienia, przynajmniej tak myślałem.
 Chłopak spojrzał na mnie nieco zdziwiony, zapewne przez pytanie jakie mu zadałem. Nawilżył wyschnięte wargi językiem i uśmiechnął się w moją stronę lekko.  
- Oczywiście, że tak, Lulu. Chyba każdy je ma – rzekł ze spokojem, zginając nogi w kolanach, które przyciągnął do siebie. - Człowiek bez marzeń jest człowiekiem nieszczęśliwym i smutnym. Tak przynajmniej mówiła kiedyś moja babcia.
 Spuściłem wzrok. Musiałem przyznać mu rację. Przed naszym poznaniem byłem właśnie taki. Wiecznie niezadowolony z życia, nie cieszyła mnie żadna rzecz, a to tylko dlatego, że nie miałem marzenia, czegoś, co pozwalałoby mi żyć i trwać w nadziei, że kiedyś się spełni.  
- Jakie?
- Nie uważasz, że nie powinno się ich zdradzać?
- Poplątałeś. - Zaśmiałem się, opierając się dłońmi o ziemie za plecami. - To życzeń nie można wyjawiać, bo się nie spełnią, ale o swoje marzenia możesz być spokojny – powiedziałem, a Sehun westchnął tylko, obracając głowę w moją stronę. Jego wzrok niemal palił moją skórę.
- Dobrze, powiem – mruknął. - Ale zamknij oczy.
- Po co miałbym to robić?
- Mógłbyś choć raz spełnić moje polecenie bez zbędnego gadania? - zapytał z uśmiechem plątającym mu się na twarzy, a ja pokiwałem i zamknąłem oczy, w czym nie widziałem najmniejszego sensu, ale on najwyraźniej tak.
 - Nie wiem w czym ma mi to pomóc, Sehun. Mogę już je otwo... - Nie pozwolił mi zakończyć, ponieważ poczułem jego miękkie wargi na swoich. Przez chwilę myślałem, że to jedynie moje złudzenie, ale kiedy docisnął swoje usta do moich, wszystkie domysły zniknęły, a pozostał Sehun, jego czuły dotyk i niesamowity zapach jego perfum, które jeszcze bardziej mieszały mi w głowie.  
Jedną ze swoich dłoni ułożył na moim karku, próbując przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie, nawet jeżeli było to zwyczajnie niemożliwe, ale nie stawiałem oporu. Przez moment czułem się cały sparaliżowany, zupełnie nie mogąc wykonać ani jednego ruchu, nawet nie potrafiąc oddać pieszczoty.
Kiedy przejechał językiem po moich wargach, wreszcie ocknąłem się, właściwie nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieję i rozchyliłem lekko usta. Uśmiechnąłem się lekko poprzez pocałunek, zaciskając dłonie na jego koszulce. Bałem się, że zaraz to wszystko okaże się kłamstwem, a Sehun zniknie. Nie mogłem pozwolić, by odszedł.
 Sehun nie spieszył się. Wykonywał powolne ruchy językiem, który łączył się z moim, falując w pełnym namiętności, ale i uczucia tańcu, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Nie chciałem się od niego oderwać ani na krótką chwilę.
 Przesunąłem jedną dłoń z jego koszulki na szyję, z kolei później na pewnie zarumieniony policzek, gdzie już pozostała. Czułem pod opuszkami palców jego ciepłą skórę i pracę mięśni, po czym mruknąłem zadowolony, uświadamiając sobie, że tak długo na to czekałem.  
 Kiedy w moich płucach nie pozostało ani trochę powietrza, oderwałem się od niego niechętnie i spojrzałem na jego twarz, którą oświetlały promyki słońca. Uśmiechał się, a ja byłem tego powodem. Stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- To ty jesteś moim marzeniem, Lulu – odparł, ponownie złączając nasze usta.

 - Luhan! - krzyknął Baekhyun, a ja zdezorientowany spojrzałem najpierw na gazetę, później na bruneta klęczącego przede mną z przerażoną miną. - Już się bałem, że dostałeś jakiegoś szoku – powiedział i wyrwał czasopismo z moich rąk, po czym położył je na stoliczku obok.  
- Hmm? - jęknęłam niezrozumiale, rozchylając usta. Nadal czułem smak tych drugich, malinowych warg, które wcześniej z taką pasją całowały moje. Automatycznie moja ręka powędrowała do twarzy.
- No siedzisz już tutaj od pół godziny, a jak od kilku minut próbowałem do ciebie dotrzeć, to nie reagowałeś. Już miałem dzwonić na pogotowie – przyznał, siadając obok mnie. Zarzucił mi rękę na kark i przytulił mnie do siebie. - Nie rób tak więcej, martwisz mnie.
Kiwnąłem głową, chowając się w jego objęciach. Zastanawiało mnie to, o czym myślałem wcześniej... Czyżby wspomnienia zaczęły powracać?
*

 Nasz wypad na Bubble tea właściwie nie skończył się na tym. Po wypiciu tego napoju wstąpiliśmy jeszcze do baru obok, gdzie spędziliśmy kilka dobrych godzin, smakując przeróżnych trunków. Była to doskonała okazja, zważywszy, że był piątkowy wieczór, a jutro nie musieliśmy iść do pracy. Przynajmniej ja, bo Baekhyun się tym zbytnio nie przejmował. Dla niego liczyła się jedynie zabawa. Czasem podziwiałem go za ten wyjątkowy sposób bycia. Wyznawał zasadę „żyj chwilą”. Przez to nieraz nie przejmował się konsekwencjami, tylko robił co chciał. Nie wychodził też na tym tak źle, najwidoczniej miał niesamowite szczęście.
- Mówił, że jest gejem – mruknął, idąc nieco chwiejnie obok mnie. - Że go pociągam i w ogóle. Nieraz wspominał, że mnie kocha i jestem tym jedynym, że zdecydowanie nigdy mnie nie zostawi. Przysięgał, wiesz? - zapytał retorycznie, przykładając butelkę z jakąś tanią whiskey do ust, z której chwilę później upił trochę trunku. - A dwa miesiące później na moich oczach przelizał się z jakąś wytapetowaną cizią, która wyglądała jak neonówka. Takiej ilości kolorów w jednym miejscu jeszcze nigdy nie widziałem. - Zaśmiał się smutno, zdając sobie sprawę, że cały alkohol się skończył.
- Tęsknisz za nim?
Chłopak zatrzymał się na chwilę i oparł o jakiś budynek, już chyba nie mogąc iść dalej. Nie dziwiłem mu się, w końcu po takiej ilości alkoholu jaką on pochłonął, niejeden człowiek już dawno leżałby gdzieś, całkowicie nie kontaktując.
 - Wiesz, Channy był takim człowiekiem, który jednym gestem potrafił doprowadzić mnie do łez rozbawienia. Myślałem, że jest niezastąpiony, dlatego przykro mi było, kiedy jednego wieczora przyszedł spakować walizki i raz na zawsze spierdolił z mojego życia – bełkotał nieco niezrozumiale, ale jakoś byłem w stanie to rozszyfrować. - A niedawno dowiedziałem się, że będzie tatą. - Pokręcił z niedowierzaniem głową i wbił we mnie swoje spojrzenie. Jego tęczówki były jak dwa małe węgielki. - Swoją drogą, Yuri nie pasuje mi na mamę. Ta wytapetowana pizda bardziej nadaje się do burdelu niż na żonę Chanyeola – mruknął niezadowolony.  
- Będą lepsi, chyba – stwierdziłem, chwytając za rękę Baekhyuna i pociągnąłem go tak, by stanął na równe nogi. Udało się, ale wyszło nieco chwiejnie.
- Mhm, jasne – odparł. - Śpiący jestem. Odprowadzisz mnie do domu, hyung? - zapytał opadając na moje ramię, po czym lekko pocałował mnie w policzek, a ja uśmiechnąłem się lekko.
 - Luluś? - usłyszałem czyiś głos, na dźwięk którego przeszły mnie dreszcze. Obróciłem się gwałtownie, popychając przy tym biednego Baekhyuna na chodnik, na który upadł. Schyliłem się, by pomóc mu wstać, co było cięższe niż przypuszczałem. - Czekaj, pomogę ci – powiedział nieznajomy, a ja momentalnie przeniosłem na niego wzrok. Rozpoznałem go. Był na filmiku, który kiedyś pokazywał mi Sehun i raz z nim rozmawiałem, przed zerwaniem kontaktów z Oh. Kai. Wiem, że to była jego ksywka, ale imienia nie mogłem sobie przypomnieć.
-  Dzięki – mruknąłem, kiedy ciemnowłosy złapał Baekhyuna pod pachami i pociągnął w górę. Chłopak od razu przylepił się całym ciałem do Kaia, zarzucając mu ręce na ramiona i oplatając go wokół szyi.  
 - Śliczny jesteś – wybełkotał Baekhyun z szerokim uśmiechem na ustach, a Kai otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Tak, nie co dzień ma się styczność z gejem, który nie ukrywa swojej orientacji, nawet jak jest trzeźwy. Widząc to, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Co u ciebie, Luluś? - zapytał, kiedy odsunął trochę od siebie Baekhyuna, a mi drgnęła ze złości brew. Przymrużyłem oczy i spojrzałem z mordem na Kaia. Ten zaśmiał się pod nosem.
- Widzę, że nadal się o to złościsz.
O przezwisko? W takich momentach miałem wielką ochotę dowiedzieć się tego, co się działo przed wypadkiem, jakie było moje życie, pragnąłem przypomnieć sobie każdą scenę.
- Dobrze – odparłem, zapinając bluzę pod samą szyję. Mimo, że za dnia było ciepło, to tego wieczora panował chłód. Aż podziwiałem Baekhyuna, który paradował w podkoszulku. - Nic się nie zmieniło. Jak widać, moje życie od zawsze miało być i będzie monotonne – stwierdziłem, patrząc na chłopaków. - A u ciebie? I Sehuna? - dodałem szeptem, ale najwyraźniej chłopak usłyszał.
 - Nie jest źle. Dostał się na bardzo dobrą uczelnie i za niedługo zacznie studia. Starał się. - Uśmiechnął się, nie zważając na Baekhyuna, który nieustannie się do niego łasił, niczym mały, słodki kotek.  
- Pozdrów go kiedyś – poprosiłem.
- Jasne.
Baekhyun chyba nie chciał dać za wygraną, bo przytulił się do ramienia znacznie wyższego chłopaka i wbił w nie paznokcie, nie pozwalając mu uciec, mimo że sam ledwo trzymał się na nogach. - Masz ochotę na szybki numerek? - zapytał bezwstydnie, stając na palcach. - U mnie, czy u ciebie? Kanapa Luhana też jest wygodna, albo łazienka w knajpce, w której pracuję jest świetna. Gdzie tylko zechcesz. - Wyszczerzył się, a ja zatkałem mu usta ręką, by nie powiedział jeszcze czegoś głupszego, o ile było to możliwe.
- Pomóc ci go odprowadzić?
- Jeśli byś mógł – powiedziałem do chłopaka, który schylił się jedynie i przerzucił sobie Baekhyuna przez ramię, po czym ruszyliśmy w stronę domu bruneta.
- O, czyli idziemy do mnie? - powiedział Baekkie ledwo słyszalnie. - Ty, Luhan, też możesz się przyłączyć, lubię trójkąty.
W odpowiedzi usłyszałem tylko dźwięczny śmiech Kaia.
***

Przepraszam, że takie opóźnienia, miałam trochę pracy na głowie. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu :3 Jak to stwierdziła Bere, to ostatni normalny rozdział Closed Mind :3 aż szkoda, bo dobrze pisało mi się takie rozdziały, ale fantastyka też jest fajna. :3

11 komentarzy

  1. "- O, czyli idziemy do mnie? - powiedział Baekkie ledwo słyszalnie. - Ty, Luhan, też możesz się przyłączyć, lubię trójkąty.
    W odpowiedzi usłyszałem tylko dźwięczny śmiech Kaia." - Hahahahahaha.... :D:D:D:D:D:D:D:D:D normalnie śmiałam się do kompa jak głupia. Teraz w domu uwarzają mnie za wariatkę. Co poniekąd się zgadza. ;p Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. OOOO. NOWY ROZDZIALIK I FAJNY DO TEGO :DDD HEHE BEKONUŚ SIĘ DO KAJA PRZCZEPIŁ :DDD I LULUŚ WRESZCIE SOBIE COŚ PRZYPOMINA :DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. ...boże Baekhyun. KaiBaek, Chanyeol pizdo jak mogłeś *przeżywa, bo Baekyeol* Kai będzie miał ciekawie. Chociaż skoro teraz mają być rozdziały z fantastyką to już nie wiem czego się spodziewać. Chociaż takie rozdziały też się przyjemnie czytało, w każdym coś się działo i to bez zbytnich udziwnień. No, ale mam nadzieję, że obie pozytywnie mnie zaskoczycie. Dlatego życzę dużo weny. I Lulu i Sehun sa świetnie opisani :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Omo..Jakie to piękne ^^ Baekhyun jest dziwny xD
    Z niecierpliwością czekam na dalsze części :)
    Weny dużo :)
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże xD Umarłam chyba. Ja zawsze wiedziałam że Baekkie to takie...ah on mnie rozbraja XD Na początku, kiedy zaczęło się wspomnienie Luhana byłam pewna, że to jest dalej rzeczywistości i mówi to Kai i trochę mnie to zbiło z tropu ale później już się połapałam. Waaa~! Też bym chciała taki pocałunek >.< Uh...jestem ciekawa jak to się dalej wszystko potoczy. Teraz czytając o Kai mam przed oczami chłopaka z warkoczykami na głowie i już sobie wyobrażałam jak Baekhyun się nimi bawi xD Biedny Luluś, pewnie przeżył niemały szok zdając sobie sprawę jak bardzo kochał Sehuna. Cholercia ale jestem jakaś nieogarnięta...to przez comeback. Na pewno XD Więc życzę wam tylko dużo weny i hwaiting!
    G.G

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę napiszcie co to za piosenka z tego zwiastuna

    OdpowiedzUsuń
  7. Zacznę może od spokojnego skomentowania poprzedniego partu, który pominęłam, a źle się z tym czuję, bo są dwie autorki i chociaż historia jest jedna, to jednak każdy bohater ma swój wydzielony czas. Wolę się skupić na każdym osobno, jakoś tak będę miała spokojniejsze sumienie, więc jeszcze raz przeczytałam fragmentu Sehuna i jestem gotowa do wyprodukowania porządnego komentarz xD (jeszcze raz przepraszam za mój spóźniony zapłon i kompletny nieprofesjonalizm - można mnie pobić albo poobrzucać pomidorami, czasami tak kop mi się przydaje~).
    Tak cholernie jest mi żal Sehuna, że mam ochotę ścisnąć go w ramionach i przytulić tak mocno, jak się tylko da. Pozwolić mu się wypłakać i wylać z siebie cały ten smutek z powodu wypadku. To niewyobrażalnie trudne, "stracić" ukochaną osobę, nawet, jeśli ta osoba żyje, ale jest jakby obca - w końcu Luhan nawet go nie pamięta. Jongin, moja perełka, wiedziałam, że taki całkiem zły to on nie będzie. Bardzo troszczy się o Sehuna, widać, że jest jego prawdziwym przyjacielem, mimo, że wcześniej działał Luhanowi na nerwy. Ten moment, kiedy przytulił Sehuna, był kochany. Moje Sekaiowe serce natychmiast podskoczyło z radości, ale szybko się opamiętałam, bo przecież bądź co bądź to ma być HunHan. A jednak Sekai to tutaj taki idealny bromance, tak mi się wydaje. Dobrze, że Sehun ma w nim takie oparcie. Słowa Luhana o tym, że nie może odwzajemnić jego uczucia musiały go zaboleć. Tym bardziej, że Luhan go przecież kocha, tylko sam o tym nie pamięta. To taka frustrująca sytuacja, bo zawsze jest promyk nadziei, a z drugiej strony nie można nic poradzić na przebieg wydarzeń. Trzeba czekać. Moment z żyletką mną wstrząsnął, nie sądziłam, że Sehun mógłby posunąć się do czegoś takiego, ale wydarzenia robią z ludźmi różne rzeczy. Dobrze, że w porę się opamiętał. I te bransoletki na końcu... ha, wiedziałam, że z nimi jest coś nie tak! Mają jakąś moc, prawda? Założę się, że mają. I wciąż chodzą mi po głowie te moje szalone domysły o cofnięciu się do przeszłości i zapobiegnięciu katastrofie. Tym bardziej, że w zwiastunie opowiadania użyłyście fragmentu Sehuna z Black Pearl, gdzie stoi on na zegarze...
    BOŻE, zaczynam zachowywać się jak pokręcony EXOTIC, który we wszystkim widzi podteksty i tajemnice xDD Ale nie możecie mnie za to winić, w końcu dzisiaj miał miejsce COMEBACK, nadal trochę w to nie wierzę i nadal trochę spazmuję. A więc moje gadanie głupot jest chyba usprawiedliwione xD
    Biorę się w takim razie za rozdział piąty, rozdział Luhana *^* Wiecie co, chyba zacznę Was tak nazywać. Uszati będzie Luhanem, a Berenika Sehunem *u* Mój nowy ulubiony bromance :3
    Wygląda na to, że życie Luhana wróciło do normy. Do względnej normalności, bo wciąż nie odzyskał swoich wspomnień, ale jednak chyba się dostosował. To dobrze. Od razu pokochałam Baekhyuna, od pierwszego jego pojawienia się xD Jest uroczy, z tym swoim entuzjazmem i optymizmem. Taka nadpobudliwa przytulanka <3 Następny fragment mnie zaskoczył, bo przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Jak to, Luhan odnowił znajomość z Sehunem? Potem coś zaczęło mi nie pasować i domyśliłam się, że to jedno z wymazanych wspomnień, które nieoczekiwanie powróciło O.O Biedny Luhan, to stało się tak nagle. Czyżby zaczynała powracać mu pamięć?
    Pojawienie się Jongina na końcu i KaiBaek - uwielbiam, zdecydowanie moja ulubiona część rozdziału *w* Lubię ten paring, mam nadzieję, że będą mieli jakiś większy wątek razem. A Chanyeol, szmata, puszcza się z Yuri po kątach -,- Niedobry.
    Podsumowując, coraz bardziej mnie rozsadza w oczekiwaniu na ten wątek fantasy. Mam swoje scenariusze i nikt mi ich nie zabierze xD Czekam więc.
    HWAITING~ I nie przejmujcie się nieudolnymi plagiatami, nie warto :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Och... na początku przepraszam, że tak się zabierałam do tego komentarza -.- Leń to jednak przewlekła choroba :P
    Lulu odzyskał część wspomnień, tak? chyba tak. huh...
    Polubiłam Baekyeola <3 Taki fajny facet ^^ I te jego teksty po pijaku hahaha <3 Wgl taki pozytywny ^^
    A Luhan mnie wkurza >.< albo wkurzał? nie, wkurza. Ciągłe gadanie "nie potrafię". Sory, ale jestem na punkcie takiej hmm... filozofii życiowej(?) wyczulona i no... uczulona. xD Strasznie mi takie gadanie działa na nerwy >.<
    To ostatni n o r m a l n y rozdział, tak? fajnie ;) Jestem mega ciekawa, jak to się teraz będzie rozwijać no i ten... na czym będzie polegać owe fantasy? :P
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja was zabiję. Rly. Nie lubię komplikacji XD Umieram za każdym razem, kiedy czytam closed mind. ARGH!

    Oszaleję.

    Nie, nie stać mnie na dłuższy komentarz. Mój mózg to papka z Iron Mana i Hunhana, mam taki zamęt, że kręcę się teraz wokół własnej osi próbując nie wpaść na krzesło.

    grisarosa vel spopielona

    OdpowiedzUsuń
  10. Omomomo, przepraszam, ze tak późno, ale już tłumaczyłam na KJ, że sesja odbiera mi wszelkie chęci do czytania czegokolwiek :c strasznie nie lubię tak późno komentować... Ale mniejsza z tym. Szkoda, ze to ostatni "normalny" rozdział, bo tak fajnie się czytało te rozdziały, takie luźne, ale zarazem przepełnione emocjami, co nie zmienia faktu, że jestem ciekawa tej fantastycznej strony tego opowiadania. Boziu, Baekhyun jest powalający, zwłaszcza pijany! Uwielbiam pijane osoby, ale tylko wtedy, gdy są zabawne, a nie gdy rozwalają wszystko dookoła i z każdym chcą się bić. Ta jego propozycja skierowana do Kai'a była genialna, że też potrafił być taki bierny wobec słodkiego Baekhyuna :c i widzę, że Luhan powoli odzyskuje pamięć. Z początku myślałam, że to dzieje się teraz, a to tylko wspomnienie... I niech się Luhan nie martwi, ze mnie jest taka sama sierota, jak z niego, chociaż ostatnio o dziwno nie ulegam żadnym wypadkom ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon wykonany przez Tyler