Be gay for me, Luhan!: first.

8 wrz 2014





Szkoła. Miejsce niesamowicie głośne, okropnie męczące, wyciskające z człowieka wszelkie siły witalne… I tak można by wymieniać w nieskończoność. Był zaledwie wrzesień, same początki, na dworze powoli zaczynało robić się nieco chłodniej, więc jednocześnie powoli traciło się ochotę na wychodzenie gdziekolwiek, chyba że zdarzały się przebłyski słońca w niektóre dni. Dodatkowo każdy z uczniów miał jeszcze smak wakacji w ustach, wspomnienia wciąż krążyły po głowie, nie pozwalając skupić się na lekcjach – czyli tym, co było aktualnie ważne- i przypominając, jak beznadziejnie będzie przez najbliższe dziesięć miesięcy cierpień. Może i jakaś część społeczeństwa otrząsnęła się z tego leniwego letargu, mimo iż była to znaczna mniejszość.
No cóż, Sehun i Jongin z pewnością nie przejawiali wyraźnych znaków zapału do nauki i pochłaniania wiedzy, co z pewnością zauważyli wszyscy w ich klasie. Pomijając tych, którzy spali gdzieś tam spokojnie w kącie Sali. Oni w ogóle nie kontaktowali, to prawda, lecz przynajmniej… nie przeszkadzali nikomu.
Na przerwie zawsze było głośno, wiadomo, lecz gdy nauczyciel wchodził do klasy, zazwyczaj robiło się spokojnie i przyjemnie cicho (chociaż na minutę). Oczywiście jeżeli pewne osoby w ogóle zarejestrowały fakt przybycia profesora w swoich małych, średnio kumających główkach. Niestety – niektórym to umknęło.
- Mówię ci. Był taki duży! – Kai, brązowowłosy chłopak, wykonał obszerny gest rękoma, by nadać odpowiedni kształt swoim myślom. Powiedział to tak głośno i wyraziście, że nauczyciel uniósł brew w niemej manifestacji ironii, zaś klasa, jak to klasa, wybuchła najradośniejszym śmiechem, jaki można usłyszeć tylko w szkole. Kai, któremu poczerwieniały policzki, zerknął z wyrzutem na Sehuna zginającego się wpół z bezbrzeżnego rozbawienia, myśląc o nim „zdrajca!”. Skierował wzrok na naglące oczy profesora i nagle poczuł irytację spowodowaną tym wszystkim. – Obiad – burknął. – Chodziło mi o porcję dania w nowej restauracji.
Sehun zaśmiał się głośniej, a Kai jedynie przyłożył dłoń do swojej twarzy, jakby już zwyczajnie brakowało mu słów.
- Po Sehunie można spodziewać się wszystkiego, ale w tobie, Jongin, pokładałem większe nadzieje… - powiedział nauczyciel, który najwyraźniej starał się zachować powagę, ale było widać, jak drgają mu kąciki ust. Klasa przysłuchiwała się z nagle objawiającymi się uwagą i zainteresowaniem.
Kai z kolei wyprostował się na swoim krześle, nagle wyjątkowo ożywiony.
- No właśnie, to wszystko jego wina! – zawołał, nie przejmując się pełnym udawanego oburzenia „Ej!” dobiegającego od jasnowłosego chłopaka siedzącego obok. Jongin przybrał najbardziej zbolałą minę, na jaką było go stać. – On mnie zgorszy. Stoczę się na samo dno przez niego, wie pan…
- Hmm. – Zastanowił się mężczyzna, po czym uśmiechnął się szeroko. – W takim razie powinienem wam pomóc! Sądzę, że z radością przyjmiesz do wiadomości to, że Sehun teraz wstanie i przesiądzie się do… - Prześlizgnął wzrokiem po klasie w poszukiwaniu wolnych miejsc. – Luhana.
Ktoś kopnął w krzesło chłopaka o włosach koloru ciemnego brązu, który nagle się „odciął”. Rozejrzał się po klasie, zerknął na nauczyciela, potem zauważył, że wszyscy patrzą to na niego, to na wstającego Sehuna.
I nagle zrozumiał.
- O mój Boże – szepnął, zdruzgotany, i zsunął się na krześle, jakby chcąc się gdzieś ukryć. Dziewczyna siedząca za nim westchnęła ciężko. Ktoś inny wydał zduszony okrzyk. Kai patrzył tępo na profesora, zastanawiając się, czy ten zrobił to specjalnie, czy naprawdę nie wie.
Bo wszyscy wiedzieli, że Oh Sehun szaleje za Luhanem.
Cóż, nigdy specjalnie się z tym nie krył.
Luhan obserwował idącego w jego stronę blondyna, który już szczerzył się bez oporów, bo był zwrócony tyłem do nauczyciela, i zastanawiał się za co? Co takiego zrobił złego? Czy nie może ponieść innej kary? Cokolwiek, pomyślał, lecz nic z tego. Profesor jeszcze o czymś rozmawiał z Kaiem, ale ani Luhan, a tym bardziej Sehun, nie interesowali się już tym. Blondyn był niezdrowo podekscytowany. Niezwykle zadowolony dotarł do jego ławki, ani na moment nie spuszczając z niego przenikliwego spojrzenia. Lu siedział na krześle od brzegu, więc by dostać się na miejsce pod ścianą, jasnowłosy musiał przejść za nim. Poczuł zimne palce na swoim karku i wzdłuż pleców przeszedł go jeszcze zimniejszy dreszcz, uświadomiwszy sobie, że to dłoń Sehuna.
Chłopak był atrakcyjny, temu nie można było zaprzeczyć. Dziewczyny, może i chłopcy również – durzyli się w nim i niejeden raz Han o tym słyszał. Hun mógł też uchodzić za zabawnego, wygadanego, duszę towarzystwa… Ale jedyne, co Lu najbardziej w nim dostrzegł, była jego niepohamowane, nieujarzmione i ujawniające się zazwyczaj przy nim – zboczenie. Pewnie wszyscy adoratorzy Sehuna byliby wniebowzięci na jego miejscu. On sam pewnie w innych okolicznościach byłby zachwycony. Istniała jednak pewna przeszkoda.
Luhan nie był gejem.

* * *

Sehun zazwyczaj się spóźniał. Tacy uczniowie po prostu istnieli, mieli to we krwi i nie potrafili tego zmienić, chyba że mieli bardzo dobrą motywację. Tym razem, ku zaskoczeniu Kaia i samego siebie, Hun siedział na swoim krześle, plecami oparty o ścianę i z nogami wyłożonymi na krześle obok, jeszcze niezajętym przez oczekiwaną przez niego osobę. Rozglądał się po sali, która była zapełniona zaledwie z połowie – tymi uczniami, którzy dojeżdżali i ich środki transportu przewidywały jeszcze sporo czasu na dojście do szkoły – i Sehun stwierdził przelotnie, że o tej porze nie ma co robić. Zdecydowanie wygodniej było się spóźniać lub przychodzić w ostatnim momencie, teraz tylko marnował czas, który mógłby spokojnie przeznaczyć na sen. Jedynym pocieszeniem był fakt, że raz w życiu będzie wcześniej od Luhana! Przy okazji zastanowił się, dlaczego nie wpadł na to wcześniej.
Przesiedział kilkanaście minut skulony na krześle, mając nogi przyciągnięte do klatki piersiowej, a w dłoniach trzymał zeszyt i coś kreślił – oczywiście z należytą pasją – na tylnej okładce. Może nie był artystą pierwszej klasy, ale narysowanie podobizny Luhana otoczonej serduszkiem nie wymagało przecież specjalnych zdolnością, co najwyżej odrobinę szaleńczej miłości.
Kai przyszedł zadziwiająco wcześnie jak na gust Sehuna. Podszedł do niego bezszelestnie i bezceremonialnie wyrwał mu zeszyt, zaczynając się z niego cieszyć dokładnie w tym samym momencie, kiedy zerknął na misterny obrazek. Hun po prostu go olał. Profesjonalnie i jak zwykle.
- Zjeżdżaj mi stąd – warknął, odbierając swoją własność. – Nie ma tu dla ciebie miejsca, ty zdrajco. Zresztą tutaj siedzi przyszły ojciec moich dzie…
- O rany. – Usłyszeli cierpiętniczy głos za sobą, przez który Kai aż się odwrócił, zaś Sehun rozpromienił jak nigdy dotąd. To była niewłaściwa reakcja, można by powiedzieć, ze nawet niezdrowa, jeżeli mieć na uwadze nieszczęśliwą minę Luhana.
- Widzę, że stęskniłeś się za Sehunem – powiedział szyderczo Jongin i odszedł, zanim brązowowłosy mógłby zabić go samym spojrzeniem. Gdyby oczy mogły ciskać pioruny, Lu rujnowałby każdego, kto działałby mu na nerwach – z blondynem na czele. Siadł ciężko na swoim krześle. Czuł się zmęczony, głównie z powodu niewyspania się, ponieważ całą kolejną noc przesiedział z książką w rękach. Wiedział, że to niezdrowe, ale nie był w stanie zrezygnować z tej przyjemności.
Czuł na sobie wzrok Sehuna.
Właściwie to czuł nawet jego oddech na sobie.
- Wszystko w porządku? – spytał i Han zaczął się zastanawiać, czy troska w jego głosie była prawdziwa. Nagle się zirytował – przemęczenie i niewyspanie zrobiło swoje, czyniąc z niego chodzącą kupkę nerwów. Powoli odwrócił głowę tak, że miał twarz nastolatka centralnie przed sobą. Przekrzywił głowę i zmrużył oczy. Widząc rozszerzające się źrenice chłopaka, ledwo powstrzymał się od kolejnego bolesnego westchnięcia.
- W jak najlepszym – powiedział cicho, nieco się przybliżając, zupełnie jakby chciał go pocałować, co oczywiście nie było prawdą. Oczyma wyobraźni widział, jak Hun mruży powieki i wtem uśmiechnął się ponuro. – Gdybym jeszcze siedział sam.
Sehun jednak nie byłby sobą, gdyby coś takiego miało zbić go z pantałyku. Błyskawicznie zbliżył się do szatyna i przycisnął usta do jego warg, nie przejmując się zupełnie żadnymi świadkami. A było ich mnóstwo. Lu odskoczył od niego ze średnio męskim piskiem.
- CZY CIEBIE DO RESZTY POJEBAŁO?! – niemal krzyknął. Miał szczęście, że zdecydował się na to teraz, a nie minutę później, bo wtedy do sali weszła nauczycielka (i tym razem Sehun ją zauważył, co było ogromnym postępem w jego przypadku) i Lu miałby niemałe problemy z tym swawolnym użyciem łaciny podwórkowej. Wydał z siebie jakiś zduszony dźwięk i oparł się z wściekłą gracją o krzesło.
Miał wrażenie, że zaraz zaśnie albo, co gorsza, zemdleje. Miałby zemdleć na oczach Sehuna?! Niemal słyszał docinki innych o tym, jak osuwa się teatralnie w ramiona blondyna. Oczywiście jego rówieśnicy podkoloryzowaliby to tak, że nie pozbierałby się po tym ze wstydu lub nie był w stanie pokazać się w szkole. Był tak zaaferowany tym wszystkim, że nie zwracał uwagi na nic, a już na pewno nie na nauczycielkę.
- Luhan. – Usłyszał głos dobiegający z jego lewej strony. Wzdrygnął się, udając, że nie słyszał. – Kochanie!
- Powiedz tak jeszcze raz, a daję słowo, że oberwiesz w pysk! – warknął szeptem, co spotkało się z triumfalnym uśmiechem swojego kolegi z ławki.
- Wiedziałem, że zareagujesz – powiedział, mrugnąwszy do niego znacząco (chociaż Lu nie bardzo wiedział, co właściwie to perskie oczko znaczyło w mniemaniu tego spedalonego psychopaty). Luhan miał wybuchnąć po raz kolejny, ale Sehun go uprzedził. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że krwawisz.
- Co?
Czy istniała w nim jakaś normalna komórka…
- No krwawisz, z nosa – rzekł, rozbawiony jego złością. – Zaraz coś z tym zrobimy.
- Sehun, nie…
W tym samym momencie ręka jasnowłosego wystrzeliła w górę i, nawet nei czekając na zezwolenie, jej właściciel zaczął mówić.
- Luhanowi leje się krew z nosa!
Nic nie mógł poradzić na to, że westchnął.
- Hm? – Nauczycielka zerknęła na ich dwójkę, więcej uwagi poświęcając szatynowi, który próbował jakoś zręcznie zasłonić twarz dłońmi. – Och. Sehun, zaprowadzisz go do pielęgniarki?
- Oczywiście – odparł z zabójczym uśmiechem. Chińczyk od razu zaczął przeklinać wszystko, co przyszło mu do głowy – swoje czytanie po nocach, które spowodowało zmęczenie, co z kolei wyjaśniało krwotok, sporo obelg przeznaczył dla osoby pana Oh, klął na niezjedzone jeszcze śniadanie leżące w torbie w towarzystwie książek, marudził na swoją chęć położenia się do spania i wreszcie na koty. Tak po prostu, bo ich nie lubił.
Wstał zgrabnie i wspaniałomyślnie zignorował dłoń Sehuna znajdującą się na dole jego pleców, niebezpiecznie blisko tyłka, bo co to by zmieniło? Tylko by się bardziej zdenerwował. Gdy byli na opustoszałym korytarzu, opuścił dłonie – nie żeby czuł się na tyle komfortowo w towarzystwie nastolatka, acz nie było już różnicy w tym, czy go zobaczy, bo przecież sam pierwszy to zauważył. Starał się tolerować obecność kolegi i mieć go w dupie. Bez zbędnych skojarzeń, naturalnie.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby na ostatnim stopniu schodów się nie potknął i niczym w taniej komedii romantycznej wpadł na Sehuna.
- Wow, ostro, Luhan – skwitował dokładnie tak, jak spodziewał się tego Lu. Tandetnie. Nie wiedział, czy ma się śmiać czy płakać.
- Przestań.
- Dlaczego? – spytał smutno. – Ja ci tu pomagam! Jestem cudownym chłopakiem, który cudownie odprowadzi cię do pielęgniarki! – Zaoponował. – Nie dość, że krwawi, to jeszcze narzeka. – Pokręcił głową z dezaprobatą i bez żadnego ostrzeżenia przyciągnął go bliżej siebie. – Hmm, właściwie co ci jest?
- Och, nic – burknął, starając się jakoś oddalić i nie szarpać zbyt mocno.
- Nie udawaj, Luuu. – Zaśmiał się, zbliżając usta do jego ucha. – Wiem, że to na mój widok.
O Boże, zdecydowanie powinien zacząć płakać! Gdzie ten gabinet, gdzie ten gabinet… Jego serce podskoczyło w radosnym skurczu, widząc, że są już na odpowiednim korytarzu i lada chwila będą na miejscu.
- To może być ciężkie w mojej obecności, ale nie mdlej, kochanie – dodał jeszcze, gdy zatrzymali się przed białymi drzwiami, wyróżniającymi się w porównaniu z innymi – brązowymi. Luhan pospiesznie odsunął się od chłopaka, nim ten zrobiłby kolejną durną rzecz i otworzył drzwi za swoimi plecami.
- No może innym razem – odparował. – Wracaj do klasy. Dzięki, pa. – I zamknął za nim drzwi.

Ufff, uratowany!

~***~

No, dzień dobry! Wracamy z trochę innym, miniaturkowym opowiadaniem. Uprzedzając - wiem, że duużo osób czeka na CM, ale wciąż nad nim myślimy. Same do końca nie pamiętamy tego, co się wydarzyło, i zdarzają nam się logiczne błędy... Przepraszamy~. Niedługo powinnyśmy coś ogarnąć. Tymczasem zapraszam do czytania BGFM, bo zapewniam, że nie będzie nudno. ^^

ps. Pisałam to przy Kazaky - Love, więc... SORRY. ;_; XD

8 komentarzy

  1. Kocham <3 napisz drugą część <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najszybciej <3 weny i powodzenia w CM :D

      Usuń
  2. Czekam niecierpliwie na kolejne części i bgfm, i cm <3 hwaiting, dziewczęta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha, no na serio, Berr? XD
    Shisusie, biedny Luhan... xDDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. O jaa, właśnie czegoś takiego szukałam ostatnimi dniami <3 Uwielbiam każdego :D I Kai'a i Sehun'a i Luhan'a ^^ te wszystkie akcje mnie rozbrajają, na prawdę :X No tak to jest jak się czyta po nocach, ale ja wiem co Lulu czuł xD te ff ~
    Dzięki za rozdział i czekam na next'a!
    Hwaiting! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie^^ Takie uroczeeee~ Sehcio moim mistrzem, ale skłamła bym gdybym powiedziała, że nie spróbowałam na to spojżeć ze stronu Luhana. Wiem, że w końcu zacznie mu się podobać to co Sehun robi, ale puki co liczę na pewien opór z jego strony. Bez tego nie ma zabawy :D Weny, weny i zdrówka Hwaiting^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu na samym początku zaczęłam się śmiać i naprawdę już kocham to opowiadanie XD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon wykonany przez Tyler