Szkoła. Miejsce niesamowicie głośne, okropnie męczące, wyciskające z człowieka wszelkie siły witalne… I tak można by wymieniać w nieskończoność. Był zaledwie wrzesień, same początki, na dworze powoli zaczynało robić się nieco chłodniej, więc jednocześnie powoli traciło się ochotę na wychodzenie gdziekolwiek, chyba że zdarzały się przebłyski słońca w niektóre dni. Dodatkowo każdy z uczniów miał jeszcze smak wakacji w ustach, wspomnienia wciąż krążyły po głowie, nie pozwalając skupić się na lekcjach – czyli tym, co było aktualnie ważne- i przypominając, jak beznadziejnie będzie przez najbliższe dziesięć miesięcy cierpień. Może i jakaś część społeczeństwa otrząsnęła się z tego leniwego letargu, mimo iż była to znaczna mniejszość.
No cóż, Sehun i
Jongin z pewnością nie przejawiali wyraźnych znaków zapału do nauki i
pochłaniania wiedzy, co z pewnością zauważyli wszyscy w ich klasie. Pomijając
tych, którzy spali gdzieś tam spokojnie w kącie Sali. Oni w ogóle nie
kontaktowali, to prawda, lecz przynajmniej… nie przeszkadzali nikomu.
Na przerwie zawsze
było głośno, wiadomo, lecz gdy nauczyciel wchodził do klasy, zazwyczaj robiło
się spokojnie i przyjemnie cicho (chociaż na minutę). Oczywiście jeżeli pewne
osoby w ogóle zarejestrowały fakt przybycia profesora w swoich małych, średnio
kumających główkach. Niestety – niektórym to umknęło.
- Mówię ci. Był taki
duży! – Kai, brązowowłosy chłopak, wykonał obszerny gest rękoma, by nadać
odpowiedni kształt swoim myślom. Powiedział to tak głośno i wyraziście, że
nauczyciel uniósł brew w niemej manifestacji ironii, zaś klasa, jak to klasa,
wybuchła najradośniejszym śmiechem, jaki można usłyszeć tylko w szkole. Kai,
któremu poczerwieniały policzki, zerknął z wyrzutem na Sehuna zginającego się
wpół z bezbrzeżnego rozbawienia, myśląc o nim „zdrajca!”. Skierował wzrok na
naglące oczy profesora i nagle poczuł irytację spowodowaną tym wszystkim. –
Obiad – burknął. – Chodziło mi o porcję dania w nowej restauracji.
Sehun zaśmiał się
głośniej, a Kai jedynie przyłożył dłoń do swojej twarzy, jakby już zwyczajnie
brakowało mu słów.
- Po Sehunie można
spodziewać się wszystkiego, ale w tobie, Jongin, pokładałem większe nadzieje… -
powiedział nauczyciel, który najwyraźniej starał się zachować powagę, ale było
widać, jak drgają mu kąciki ust. Klasa przysłuchiwała się z nagle objawiającymi
się uwagą i zainteresowaniem.
Kai z kolei
wyprostował się na swoim krześle, nagle wyjątkowo ożywiony.
- No właśnie, to
wszystko jego wina! – zawołał, nie przejmując się pełnym udawanego oburzenia
„Ej!” dobiegającego od jasnowłosego chłopaka siedzącego obok. Jongin przybrał
najbardziej zbolałą minę, na jaką było go stać. – On mnie zgorszy. Stoczę się
na samo dno przez niego, wie pan…
- Hmm. – Zastanowił
się mężczyzna, po czym uśmiechnął się szeroko. – W takim razie powinienem wam
pomóc! Sądzę, że z radością przyjmiesz do wiadomości to, że Sehun teraz wstanie
i przesiądzie się do… - Prześlizgnął wzrokiem po klasie w poszukiwaniu wolnych
miejsc. – Luhana.
Ktoś kopnął w krzesło
chłopaka o włosach koloru ciemnego brązu, który nagle się „odciął”. Rozejrzał
się po klasie, zerknął na nauczyciela, potem zauważył, że wszyscy patrzą to na
niego, to na wstającego Sehuna.
I nagle zrozumiał.
- O mój Boże –
szepnął, zdruzgotany, i zsunął się na krześle, jakby chcąc się gdzieś ukryć.
Dziewczyna siedząca za nim westchnęła ciężko. Ktoś inny wydał zduszony okrzyk.
Kai patrzył tępo na profesora, zastanawiając się, czy ten zrobił to specjalnie,
czy naprawdę nie wie.
Bo wszyscy wiedzieli,
że Oh Sehun szaleje za Luhanem.
Cóż, nigdy specjalnie
się z tym nie krył.
Luhan obserwował
idącego w jego stronę blondyna, który już szczerzył się bez oporów, bo był
zwrócony tyłem do nauczyciela, i zastanawiał się za co? Co takiego zrobił
złego? Czy nie może ponieść innej kary? Cokolwiek, pomyślał, lecz nic z tego.
Profesor jeszcze o czymś rozmawiał z Kaiem, ale ani Luhan, a tym bardziej
Sehun, nie interesowali się już tym. Blondyn był niezdrowo podekscytowany.
Niezwykle zadowolony dotarł do jego ławki, ani na moment nie spuszczając z
niego przenikliwego spojrzenia. Lu siedział na krześle od brzegu, więc by
dostać się na miejsce pod ścianą, jasnowłosy musiał przejść za nim. Poczuł
zimne palce na swoim karku i wzdłuż pleców przeszedł go jeszcze zimniejszy
dreszcz, uświadomiwszy sobie, że to dłoń Sehuna.
Chłopak był
atrakcyjny, temu nie można było zaprzeczyć. Dziewczyny, może i chłopcy również
– durzyli się w nim i niejeden raz Han o tym słyszał. Hun mógł też uchodzić za
zabawnego, wygadanego, duszę towarzystwa… Ale jedyne, co Lu najbardziej w nim
dostrzegł, była jego niepohamowane, nieujarzmione i ujawniające się zazwyczaj
przy nim – zboczenie. Pewnie wszyscy adoratorzy Sehuna byliby wniebowzięci na
jego miejscu. On sam pewnie w innych okolicznościach byłby zachwycony. Istniała
jednak pewna przeszkoda.
Luhan nie był gejem.
* * *
Sehun zazwyczaj się
spóźniał. Tacy uczniowie po prostu istnieli, mieli to we krwi i nie potrafili
tego zmienić, chyba że mieli bardzo dobrą motywację. Tym razem, ku zaskoczeniu
Kaia i samego siebie, Hun siedział na swoim krześle, plecami oparty o ścianę i
z nogami wyłożonymi na krześle obok, jeszcze niezajętym przez oczekiwaną przez
niego osobę. Rozglądał się po sali, która była zapełniona zaledwie z połowie –
tymi uczniami, którzy dojeżdżali i ich środki transportu przewidywały jeszcze
sporo czasu na dojście do szkoły – i Sehun stwierdził przelotnie, że o tej
porze nie ma co robić. Zdecydowanie wygodniej było się spóźniać lub przychodzić
w ostatnim momencie, teraz tylko marnował czas, który mógłby spokojnie
przeznaczyć na sen. Jedynym pocieszeniem był fakt, że raz w życiu będzie
wcześniej od Luhana! Przy okazji zastanowił się, dlaczego nie wpadł na to
wcześniej.
Przesiedział
kilkanaście minut skulony na krześle, mając nogi przyciągnięte do klatki
piersiowej, a w dłoniach trzymał zeszyt i coś kreślił – oczywiście z należytą
pasją – na tylnej okładce. Może nie był artystą pierwszej klasy, ale
narysowanie podobizny Luhana otoczonej serduszkiem nie wymagało przecież
specjalnych zdolnością, co najwyżej odrobinę szaleńczej miłości.
Kai przyszedł
zadziwiająco wcześnie jak na gust Sehuna. Podszedł do niego bezszelestnie i bezceremonialnie
wyrwał mu zeszyt, zaczynając się z niego cieszyć dokładnie w tym samym
momencie, kiedy zerknął na misterny
obrazek. Hun po prostu go olał. Profesjonalnie i jak zwykle.
- Zjeżdżaj mi stąd –
warknął, odbierając swoją własność. – Nie ma tu dla ciebie miejsca, ty zdrajco.
Zresztą tutaj siedzi przyszły ojciec moich dzie…
- O rany. – Usłyszeli
cierpiętniczy głos za sobą, przez który Kai aż się odwrócił, zaś Sehun
rozpromienił jak nigdy dotąd. To była niewłaściwa reakcja, można by powiedzieć,
ze nawet niezdrowa, jeżeli mieć na uwadze nieszczęśliwą minę Luhana.
- Widzę, że
stęskniłeś się za Sehunem – powiedział szyderczo Jongin i odszedł, zanim
brązowowłosy mógłby zabić go samym spojrzeniem. Gdyby oczy mogły ciskać
pioruny, Lu rujnowałby każdego, kto działałby mu na nerwach – z blondynem na
czele. Siadł ciężko na swoim krześle. Czuł się zmęczony, głównie z powodu
niewyspania się, ponieważ całą kolejną noc przesiedział z książką w rękach.
Wiedział, że to niezdrowe, ale nie był w stanie zrezygnować z tej przyjemności.
Czuł na sobie wzrok
Sehuna.
Właściwie to czuł
nawet jego oddech na sobie.
- Wszystko w
porządku? – spytał i Han zaczął się zastanawiać, czy troska w jego głosie była
prawdziwa. Nagle się zirytował – przemęczenie i niewyspanie zrobiło swoje,
czyniąc z niego chodzącą kupkę nerwów. Powoli odwrócił głowę tak, że miał twarz
nastolatka centralnie przed sobą. Przekrzywił głowę i zmrużył oczy. Widząc
rozszerzające się źrenice chłopaka, ledwo powstrzymał się od kolejnego
bolesnego westchnięcia.
- W jak najlepszym –
powiedział cicho, nieco się przybliżając, zupełnie jakby chciał go pocałować,
co oczywiście nie było prawdą. Oczyma wyobraźni widział, jak Hun mruży powieki
i wtem uśmiechnął się ponuro. – Gdybym jeszcze siedział sam.
Sehun jednak nie
byłby sobą, gdyby coś takiego miało zbić go z pantałyku. Błyskawicznie zbliżył
się do szatyna i przycisnął usta do jego warg, nie przejmując się zupełnie
żadnymi świadkami. A było ich mnóstwo. Lu odskoczył od niego ze średnio męskim
piskiem.
- CZY CIEBIE DO
RESZTY POJEBAŁO?! – niemal krzyknął. Miał szczęście, że zdecydował się na to
teraz, a nie minutę później, bo wtedy do sali weszła nauczycielka (i tym razem
Sehun ją zauważył, co było ogromnym postępem w jego przypadku) i Lu miałby
niemałe problemy z tym swawolnym użyciem łaciny podwórkowej. Wydał z siebie
jakiś zduszony dźwięk i oparł się z wściekłą gracją o krzesło.
Miał wrażenie, że
zaraz zaśnie albo, co gorsza, zemdleje. Miałby zemdleć na oczach Sehuna?!
Niemal słyszał docinki innych o tym, jak osuwa się teatralnie w ramiona
blondyna. Oczywiście jego rówieśnicy podkoloryzowaliby to tak, że nie pozbierałby
się po tym ze wstydu lub nie był w stanie pokazać się w szkole. Był tak
zaaferowany tym wszystkim, że nie zwracał uwagi na nic, a już na pewno nie na
nauczycielkę.
- Luhan. – Usłyszał głos
dobiegający z jego lewej strony. Wzdrygnął się, udając, że nie słyszał. –
Kochanie!
- Powiedz tak jeszcze
raz, a daję słowo, że oberwiesz w pysk! – warknął szeptem, co spotkało się z
triumfalnym uśmiechem swojego kolegi z ławki.
- Wiedziałem, że
zareagujesz – powiedział, mrugnąwszy do niego znacząco (chociaż Lu nie bardzo
wiedział, co właściwie to perskie oczko znaczyło w mniemaniu tego spedalonego
psychopaty). Luhan miał wybuchnąć po raz kolejny, ale Sehun go uprzedził. –
Chciałem ci tylko powiedzieć, że krwawisz.
- Co?
Czy istniała w nim
jakaś normalna komórka…
- No krwawisz, z nosa
– rzekł, rozbawiony jego złością. – Zaraz coś z tym zrobimy.
- Sehun, nie…
W tym samym momencie
ręka jasnowłosego wystrzeliła w górę i, nawet nei czekając na zezwolenie, jej
właściciel zaczął mówić.
- Luhanowi leje się
krew z nosa!
Nic nie mógł poradzić
na to, że westchnął.
- Hm? – Nauczycielka zerknęła
na ich dwójkę, więcej uwagi poświęcając szatynowi, który próbował jakoś
zręcznie zasłonić twarz dłońmi. – Och. Sehun, zaprowadzisz go do pielęgniarki?
- Oczywiście – odparł
z zabójczym uśmiechem. Chińczyk od razu zaczął przeklinać wszystko, co przyszło
mu do głowy – swoje czytanie po nocach, które spowodowało zmęczenie, co z kolei
wyjaśniało krwotok, sporo obelg przeznaczył dla osoby pana Oh, klął na
niezjedzone jeszcze śniadanie leżące w torbie w towarzystwie książek, marudził
na swoją chęć położenia się do spania i wreszcie na koty. Tak po prostu, bo ich
nie lubił.
Wstał zgrabnie i
wspaniałomyślnie zignorował dłoń Sehuna znajdującą się na dole jego pleców,
niebezpiecznie blisko tyłka, bo co to by zmieniło? Tylko by się bardziej
zdenerwował. Gdy byli na opustoszałym korytarzu, opuścił dłonie – nie żeby czuł
się na tyle komfortowo w towarzystwie nastolatka, acz nie było już różnicy w
tym, czy go zobaczy, bo przecież sam pierwszy to zauważył. Starał się tolerować
obecność kolegi i mieć go w dupie. Bez zbędnych skojarzeń, naturalnie.
Wszystko byłoby w
porządku, gdyby na ostatnim stopniu schodów się nie potknął i niczym w taniej
komedii romantycznej wpadł na Sehuna.
- Wow, ostro, Luhan –
skwitował dokładnie tak, jak spodziewał się tego Lu. Tandetnie. Nie wiedział,
czy ma się śmiać czy płakać.
- Przestań.
- Dlaczego? – spytał smutno.
– Ja ci tu pomagam! Jestem cudownym chłopakiem, który cudownie odprowadzi cię
do pielęgniarki! – Zaoponował. – Nie dość, że krwawi, to jeszcze narzeka. –
Pokręcił głową z dezaprobatą i bez żadnego ostrzeżenia przyciągnął go bliżej
siebie. – Hmm, właściwie co ci jest?
- Och, nic – burknął,
starając się jakoś oddalić i nie szarpać zbyt mocno.
- Nie udawaj, Luuu. –
Zaśmiał się, zbliżając usta do jego ucha. – Wiem, że to na mój widok.
O Boże, zdecydowanie
powinien zacząć płakać! Gdzie ten gabinet,
gdzie ten gabinet… Jego serce podskoczyło w radosnym skurczu, widząc, że są
już na odpowiednim korytarzu i lada chwila będą na miejscu.
- To może być ciężkie
w mojej obecności, ale nie mdlej, kochanie – dodał jeszcze, gdy zatrzymali się
przed białymi drzwiami, wyróżniającymi się w porównaniu z innymi – brązowymi.
Luhan pospiesznie odsunął się od chłopaka, nim ten zrobiłby kolejną durną rzecz
i otworzył drzwi za swoimi plecami.
- No może innym razem
– odparował. – Wracaj do klasy. Dzięki, pa. – I zamknął za nim drzwi.
Ufff, uratowany!
~***~
No, dzień dobry! Wracamy z trochę innym, miniaturkowym opowiadaniem. Uprzedzając - wiem, że duużo osób czeka na CM, ale wciąż nad nim myślimy. Same do końca nie pamiętamy tego, co się wydarzyło, i zdarzają nam się logiczne błędy... Przepraszamy~. Niedługo powinnyśmy coś ogarnąć. Tymczasem zapraszam do czytania BGFM, bo zapewniam, że nie będzie nudno. ^^
ps. Pisałam to przy Kazaky - Love, więc... SORRY. ;_; XD
ps. Pisałam to przy Kazaky - Love, więc... SORRY. ;_; XD
Kocham <3 napisz drugą część <333
OdpowiedzUsuńJak najszybciej <3 weny i powodzenia w CM :D
UsuńCzekam niecierpliwie na kolejne części i bgfm, i cm <3 hwaiting, dziewczęta <3
OdpowiedzUsuńHahahaha, no na serio, Berr? XD
OdpowiedzUsuńShisusie, biedny Luhan... xDDDD
NO CO NO? XDDDD
UsuńO jaa, właśnie czegoś takiego szukałam ostatnimi dniami <3 Uwielbiam każdego :D I Kai'a i Sehun'a i Luhan'a ^^ te wszystkie akcje mnie rozbrajają, na prawdę :X No tak to jest jak się czyta po nocach, ale ja wiem co Lulu czuł xD te ff ~
OdpowiedzUsuńDzięki za rozdział i czekam na next'a!
Hwaiting! :D
Boskie^^ Takie uroczeeee~ Sehcio moim mistrzem, ale skłamła bym gdybym powiedziała, że nie spróbowałam na to spojżeć ze stronu Luhana. Wiem, że w końcu zacznie mu się podobać to co Sehun robi, ale puki co liczę na pewien opór z jego strony. Bez tego nie ma zabawy :D Weny, weny i zdrówka Hwaiting^^
OdpowiedzUsuńJezu na samym początku zaczęłam się śmiać i naprawdę już kocham to opowiadanie XD
OdpowiedzUsuń