Zdezorientowanie.
Właśnie to uczucie towarzyszyło mi w
tej chwili. Mignęło mi przed oczyma tak gwałtownie, że aż zakręciło mi się w
głowie. Nagle nie znajdowałem się na wysokim wieżowcu, a w zupełnie innym
miejscu. Dziwnie, bardzo dziwnie się czułem.
Zamrugałem gwałtownie oczyma, gdy dostał się do nich
piekący i drażniący zapach przeróżnych perfum, lakieru do włosów i potu.
Duchota gwałtownie uderzyła w moją twarz, aż zakaszlałem. Siedziałem na jednym
z wysokich barowych krzeseł, obitych ciemną skórą, lekko połyskującą w kolorowym
świetle . Ból pleców uświadomił mi, że jestem nienaturalnie wyprostowany, jakbym
nagle zerwał się ze snu.
Rozglądnąłem się dookoła, od razu rozpoznając klub, do
którego Kai dość często mnie wyciągał, i zacząłem się zastanawiać, czym
kierował się Luhan, że postanowił
przenieść nas tutaj.
Gdy w końcu opanowaliśmy przemieszczanie się w snach,
było nam o wiele łatwiej. Niebezpieczeństwo odchodziło, nie musiałem martwić
się o nic. Jednak kiedy chcieliśmy zmieniać projekcję, przeważnie informowaliśmy
siebie nawzajem o tym, gdyż te „podróże” bywały bolesne, jak w tej chwili,
chociażby. Bolała mnie głowa, nie mogłem uporządkować myśli. Spojrzałem na
kieliszek przed sobą, zupełnie pełny, ale postanowiłem nie zmieniać ilości
alkoholu w nim. Przeczesałem ciemne kosmyki włosów dłonią i subtelnie za nie
pociągnąłem.
Tylko gdzie podział mi się Luhan?
Oblizałem spierzchnięte usta językiem w celu ich
nawilżenia, a następnie zsunąłem się z krzesła. Zachwiałem się lekko, gdy moje
stopy zetknęły się z podłogą, jednak prędko złapałem równowagę. Odruchowo
zerknąłem na parkiet i wtedy też spostrzegłem Jongina w tłumie tańczących
ludzi. Zdziwiłem się, że wśród mnóstwa bezimiennych ludzi, Lulu zdołał
odtworzyć obraz Kaia, którego przecież nie pamiętał aż tak dobrze; obecnie znał
go jedynie ze zdjęć, filmów i opowiadań,
jakie mu pokazywałem, by odtworzyć jego pamięć. Może ewentualnie mógł go
kojarzyć właśnie z klubu – teraz przypomniałem sobie, iż kiedyś Kai opowiadał
mi, że spotkał go po imprezie. Wtedy też chyba jedyny raz żałowałem, że na tę
imprezę nie poszedłem.
Nie widząc nigdzie Luhana, a jedynie projekcje i „sztucznych”
ludzi, postanowiłem wydostać się z pomieszczenia. Skierowałem się szybko w
stronę wyjścia, czego po chwili pożałowałem, czując dotkliwszy niż wcześniej
ból w skroniach, spowodowany zbyt gwałtownymi ruchami. Przełknąłem głośno ślinę
i zacisnąłem powieki, by się uspokoić i po momencie dojść do celu. Czułem się
jak spity i naćpany studencik. Jak Jongin…? Nieważne.
Odetchnąłem z ulgą, gdy moje ciało otuliło chłodne,
rześkie powietrze. Zerknąwszy w górę, ku niebu, dostrzegłem jeszcze ledwo
widoczny księżyc, który powoli ustępował miejsca słońcu. Wciąż panował półmrok,
jednak z minuty na minutę robiło się coraz jaśniej. Wschód się zbliżał.
Wetknąłem rozgrzane ręce do kieszeni spodni i
spontanicznie ruszyłem przed siebie, kiedy z zawodem uświadomiłem sobie, że i
tutaj nie znalazłem blondyna. Szczerze powiedziawszy, zacząłem się nieco o
niego martwić. Pierwszy raz przytrafiło nam się coś takiego i nie miałem pojęcia
co robić. Szukać go? Próbować się obudzić? Tylko jak? Zwykle to ktoś lub coś z
realnego świata wyrywało mnie ze świata snu. Przeważnie budzik, dzięki czemu
pobudka nie była nagła, mogłem się do niej przygotować, pożegnać z Luhanem…
Wyciągnąłem z kieszonki komórkę, chcąc sprawdzić
godzinę, mimo że w śnie czas płynął nieco inaczej. Chyba wykonałem tę czynność
automatycznie, miałem taki nawyk. Cyferki wskazywały czwartą trzydzieści, to
już prawie ranek. Normalnie za pół godziny budziłbym się, by na czas dotrzeć na
uczelnię.
Chwilę potem westchnąłem z zażenowania, dostrzegając
wstążeczkę na swojej dłoni. Przecież mogę go zwyczajnie przywołać, zamiast
szukać. Czasem zupełnie nie myślę.
Wsunąłem pod nią palec i okręciłem ją wokół nadgarstka
dwa razy, jak mieliśmy ustalone. Jeżeli dobrze pójdzie, niedługo powinien się
zjawić… Mam nadzieję.
Rozejrzałem się znów i uświadomiłem sobie, że znacznie
oddaliłem się przez ten czas od klubu. Znalazłem się bardziej w centrum miasta.
Seulu, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Niedawno znajdowaliśmy się w Nowym
Jorku. Co kierowało Luhanem, że chciał przenieść się tu? Jedyne, co wydawało mi
się podobne, to wieżowce. W sercu miasta było ich pełno, więc mogłem wybrać
którykolwiek.
Po krótkim namyśle przeszedłem przez ulicę na prawą
stronę, kierując się w stronę jednego z nich. Wprawdzie nie był tak samo wysoki
jak tamten, ale też okazały. To nic, że pewnie zmęczę się, wchodząc po
niezliczonej ilości szczeblach drabinek na górę – uznałem, że jeżeli tam miałby
być Lulu, warto wspiąć się na ten nieszczęsny wieżowiec.
* * *
Kai ~
Robiłem się powoli nieźle zmęczony. Nie mam pojęcia,
ile już spędziliśmy w tym klubie, ale na pewno nie była to mała ilość godzin.
Po tej okropnej rozmowie ze swoim ojcem, postanowiłem, że za wszelką cenę
wyciągnę Sehuna do klubu, żeby się wyszaleć i zwyczajnie zapomnieć o całej tej
okropnej sytuacji, w jakiej się na nieszczęście znalazłem. Zdawałem sobie po
części sprawę, że za kilka godzin zaledwie zaczynam nowo nabytą pracę, jednak nie
przejąłem się tym faktem aż tak, by nie siedzieć w klubie do czwartej nad
ranem. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Ojciec będzie traktował mnie lżej,
czy ostrzej? A może tak samo jak całą resztę? Na każdą możliwość byłem w sumie
przygotowany – miałem zamiar go po prostu ignorować i ograniczać kontakty z nim
co najwyżej do odbierania poleceń. Chociaż sam nie wiem, jak to będzie. Oby nie
przydzielił mi jakiegoś debila za wspólnika. Właściwie to najlepszy byłby taki,
przy którym nie musiałbym robić za wiele.
Mimo bolących kości i późnej pory, jak mniemam, nie
chciało mi się spać, byłem aż zanadto rozbudzony. Po części to pewnie skutek
alkoholu, którego wlałem w siebie i przy okazji również w Sehuna. Zerknąłem w
dół w ciemne włosy dziewczyna, która lekko przytulała się do mnie w tańcu,
mając dłonie splecione na moim karku. Leciała dość wolna piosenka, chyba
najwolniejsza tego wieczoru/nocy/ranka, więc oczywistym było, że tańczący
zmienili tempo swoich ruchów. Wszystkim było to na rękę – móc uwiesić się na
kimś innym i odpocząć chociaż trochę w trakcie trwania tych kilku minut
ślimaczego, spokojnego przeboju.
Muszę przyznać, że pobyt tutaj rzeczywiście mnie
uspokoił, przynajmniej nie przeklinam ciągle, a słowo „kurwa” nie zastępuje mi
przecinków, jak to było całkiem niedawno. Chociaż wciąż o tym myślę i jestem
zły, przynajmniej ta wściekłość nie ogarnia mnie całego. Ułożyłem podbródek na
czubku głowy dziewczyny i zamknąłem oczy, zaciskając mocno powieki.
Nie wiem czemu, ale od razu przypomniała mi się
sytuacja sprzed tygodnia (a może sprzed dwóch, trzech, nie pamiętam?), kiedy to
pomagałem Luhanowi dotaszczyć Baekhyuna do domu. Wisiał na mnie w podobny
sposób, choć w sumie… w całkiem inny, jeżeli mieć na myśli to, iż był
kompletnie pijany i pachnący
alkoholem, mówiąc delikatnie… Ale i tak.
W ogóle – durny Sehun! Założę się, że to jego wina, co
teraz się ze mną dzieje. Czemu ja mam wątpliwości co do swojej orientacji,
skoro nigdy nawet nie pomyślałem, że mógłbym być gejem. Naprawdę nie, choć mam
za przyjaciela homoseksualistę, który zresztą specjalnie się z tym nie kryje,
na moje nieszczęście. Ja mógłbym nazwać się najwyżej biseksualistą, ale… O czym
ja myślę teraz?!
A propos Sehuna… Gdzie on jest? Ostatnio widziałem go
chyba dwie godziny temu, gdy byliśmy przy barze, potem zniknął mi z oczu i aż
dotąd się nie pojawił. Zmarszczyłem subtelnie brwi. Lekko wyswobodziłem się z
uścisku kobiety, kiedy piosenka dobiegła końca, po czym uśmiechnąłem się
markowo w jej stronę. Jednak nie zdążyłem zobaczyć wyrazu jej twarzy, gdyż
wycofałem się w stronę baru. Czułem, że powinienem iść w końcu do domu, jeżeli
chcę się obudzić za te cztery godziny.
Będąc już przy ladzie, rozglądnąłem się z
przymrużonymi oczyma. Ani śladu tej chudziny.
Skrzywiłem się nieco, gdy uderzyłem nogą o krzesło,
którego nie zauważyłem odpowiednio wcześniej. No cóż, sala do najlepiej
oświetlonych nie należała. Nie zasiadłem jednak za barem – już i tak za wiele
wypiłem, jak na sytuację, kiedy niedługo mam zacząć pracę. Skoro teraz
beznadziejnie wiruje mi w głowie, to kac z pewnością da o sobie znać niedługo.
- Siedział tu może szczupły chłopak, dziewiętnastoletni?
Ciemne włosy, skórzana kurtka…? – spytałem głośno barmana tak, by przekrzyczeć
grającą muzykę i by moje słowa dotarły do niego. Dwudziestokilkuletni – na oko –
chłopak kiwnął głową.
- Wyszedł niedawno – odparł, na co kiwnąłem głową.
Poszedł sobie i nic nie powiedział? Miło, Sehunnie,
naprawdę, już cię nigdy nigdzie nie zabieram.
Lekko koślawym krokiem, uderzywszy się po raz drugi o
inne krzesło, wyszedłem z klubu, by po momencie zamówić taksówkę.
* * *
Sehun ~
Nagle zimno, które wcześniej przejmowało moje ciało,
teraz odeszło, po pokonaniu tych wszystkich okropnych drabinek. Kolejny fakt,
który dość mnie zdziwił – męczyłem się, a przecież w tej innej rzeczywistości
tak nie powinno być. Zbywałem jednak wszystko, nie przejmowałem się zupełnie –
po prostu chciałem zobaczyć Luhana, bo tamte chwile na plaży to było dla mnie
zwyczajnie za mało. Chciałem więcej. Skoro to był jedyny sposób, by go widzieć,
musiałem robić wszystko, co w mojej mocy, by nie dać mu uciec. Już koniec
robienia z siebie wiecznie cierpiącej ofiary losu, trzeba wziąć się w garść i
pokazać, że mi na nim zależy. Zawsze zależało.
Widok, który rozciągał się przede mną, nieco różnił się
od krajobrazu Nowego Jorku, chociaż i Seul posiadał mnóstwo budynków, dróg,
domów, osiedli. Mimo wczesnej pory niektóre z tych wymienionych rzeczy były już
oświetlone. Chyba zacząłem naprawdę lubić szczyty wieżowców i to z pewnością
wina Luhana, który po raz pierwszy mnie zaprowadził w podobne miejsce. Teraz
pewnie zawsze, gdy będę znajdował się na dachu jakiegokolwiek budynku, będzie
mi się on kojarzył z Lulu. Właściwie jak i wiele innych rzeczy. Wystarczy, by
on je dotknął, pokazał, wskazał, chociażby powiedział.
Powiew zimnego wiatru wywołał dreszcze na moim
zgrzanym ciele, więc objąłem się rękoma, pocierając dłońmi ramiona, by
zredukować nieprzyjemne uczucie. Przydałby się ktoś, do kogo mógłbym się w tej
chwili przytulić i kto dałby mi trochę ciepła. Raczej nietrudno się domyśleć,
kogo mam na myśli.
Uszedłem jeszcze kilka kroków, by stanąć na samym
środku betonowego „placu” otoczonego barierkami z każdej strony, pomijając
zejście na drabinki. Powoli obróciłem się według własnej osi, pochłaniając
wzrokiem każdy detal tego mojego szczytu.
Miałem ochotę usiąść w samym centrum, obserwować budzące się do życia, chociaż
tylko w sennym świecie, miasto i czekać, aż Luhan się zjawi. Tęskniłem za nim
coraz bardziej, uświadamiało mnie o tym własne serce, które biło kłująco, jakby
czegoś się bało. Mimo wszystko postanowiłem, że zostanę w takiej pozycji, by
dodatkowo nie marznąć.
Chwilę grzebałem w kieszeni skórzanej kurtki, która
jako jedyna mnie ogrzewała, by wyciągnąć z niej paczkę papierosów. Nadal byłem
od nich uzależniony, tylko dziwnym było, że dopadł mnie głód nikotynowy już w
nocy, zwykle dopiero rano, kiedy już byłem całkowicie świadomy, miałem ochotę
sięgnąć po szluga i mieć wszystko w dupie, by tylko zapalić. Znalazłem i
zapalniczkę, której płomień subtelnie oświetlił moją twarz. W następnej chwili
zaciągnąłem się mocno, już prawie wcale nie czując drapania w gardle spowodowanego
dymem. Po pewnym czasie można do tego przywyknąć.
Szare obłoczki unosiły się spoza moich warg coraz
częściej, a Luhana jak nie było wcześniej – tak nie ma go i teraz. Może gdzieś
się zgubił? To dziwne.
Odsunąłem papierosa od ust i opuściłem rękę wzdłuż
tułowia. Podszedłem bliżej barierki, momentalnie przypominając sobie naszą
rozmowę może sprzed godziny, dwóch. Mówiąc, że nie chcę umierać, byłem tego
pewny. Chyba pierwszy raz od bardzo dawna. Rok temu, gdy byłem w kompletnej
rozsypce emocjonalnej, z pewnością bym tak nie stwierdził. No ale – wtedy wszystko
zdawało się być przeciwko mnie, jakby kopało mnie po tyłku przy każdym moim
ruchu i próbie wyjścia z dołka.
Naprawdę się cieszyłem, że wreszcie się wygrzebałem.
Naparłem całym ciałem na barierkę, wychylając się
subtelnie, by dostrzec to, co znajduje się u stóp wieżowca. Kolejne auta,
pojedynczy ludzie przebiegający przez ulicę, coraz więcej życia na ulicach,
jednak nadal niewiele w porównaniu ze środkiem dnia, kiedy do centrum Seulu
było epicentrum zdarzeń. Włożywszy papierosa z powrotem pomiędzy wargi,
wciągnąłem mocno nikotynowy dym. Powoli się relaksowałem, nie denerwowałem nieobecnością
Lulu tak bardzo jak na początku.
Metal, na którym ułożyłem dłoń, był równie zimny co
całe otoczenie, jednak zignorowałem to. Widok był zbyt piękny, by przestać tak
się pochylać i wpatrywać w subtelnie oświetlone przez wschodzące słońce dróżki.
Co do samego wschodu słońca – był naprawdę cudowny.
Jednak nie mogłem zbyt długo się nim zachwycać, za szybko słońce chciało dostać
się na samą górę sklepienia. Westchnąłem, tym samym pochłaniając kolejną porcję
dymu w płuca. Luhan zawsze mówił, że kiedyś od tego umrę, jednak dawno
słyszałem takie słowa z jego ust. Wraz z amnezją zapomniał i o moim uzależnieniu,
co było jednocześnie plusem i minusem. Plusem – miałem względny spokój, minusem
– już nie miał mnie kto pilnować, bym tego nie robił tak często. No bo chyba
nie Jongin…
Oparłem obie dłonie na barierce, wychylając się
jeszcze bardziej. Ostatni raz skosztowałem mojego uzależnienia, po czym
wypchnąłem papierosa z ust, a ten już nie miał wyboru i opadł w dół, całkowicie
wypalony. Przez ułamki sekund widziałem, jak migoczą ostatnie żarzące się
iskierki, nim nie zgasł zupełnie.
Ciekawe ile trwało jego spadanie. Na pewno wolniej niż
chociażby ja miałbym skoczyć, była między mną a szlugiem znaczna różnica wag…
Właściwie zawsze byłem ciekaw, jak to jest umierać.
Nie umrzeć, tylko umierać. Rzeczywiście całe życie staje ci przed oczyma, czy
wręcz przeciwnie – widzisz cholerną pustkę? Zaczynasz panikować i nagle myśleć,
że jednak żałujesz swojej decyzji, czy może przyjmujesz swój los w spokoju?
Podobno człowiek zawsze dąży do tego, by przetrwać. Czemu więc jest tyle
samobójstw?
Wtedy po raz już któryś przypomniałem sobie, kiedy
usilnie próbowałem się zranić, najlepiej zniknąć, by nie czuć tego najgorszego
bólu – emocjonalnego. Miałem wrażenie, że cierpienie związane ze zderzeniem z
autem lub spadkiem z wieżowca jest mniej intensywne niż to spowodowane krzykiem
wszystkich emocji.
Teraz… Teraz było dobrze. Obiecałem sobie wziąć się w
garść, prawda?
Więc to nie myśli samobójcze popchnęły mnie do tego,
bym starannie przełożył nogi przez barierkę i stanął po jej drugiej stronie.
Luhan nadal się nie pojawiał, więc nie było sensu, by ciągnąć sen samemu, który
bez chłopaka był zwyczajnie nudny. Nawet tutaj byłem uzależniony od tego
człowieka, niebywałe.
Zamknąłem oczy, oczyma wyobraźni widząc to, w jaki
sposób puszczam pręt, moje ciało pochyla się do przodu, pozbawione punktu
zaczepienia, powoli niknę, przy samym dole nie widać mnie prawie wcale,
zważywszy na wysokość budynku. Byłbym trochę jak mój papieros. Po czasie
zapomnieliby o moim istnieniu.
Jednak, jak już wspominałem, nie miałem zamiaru
sprawiać, by o mnie zapominali. Chyba nawet dążyłem do odwrotnego celu – by zapamiętali
mnie jak najmocniej. Tymczasem chciałem spaść, by zwyczajnie obudzić się ze snu
i w dalszym ciągu swój cel realizować.
Otworzyłem oczy, powoli luzując uścisk mięśni. Uczucie
niepokoju w sercu wróciło; co się działo? Delikatnie pokręciłem głową do
przestrzeni przede mną, jakby to miało coś zmienić. Nie rozumiałem, dlaczego
ogarnęła mnie taka panika. Jakbym robił coś złego.
W pewnym momencie do moich uszu dotarł jakiś hałas,
który wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. Mimo to nie obejrzałem się za
siebie, chcąc po prostu znaleźć się w łóżku, z powrotem w realnym świecie. Słyszałem
prędkie kroki jakiejś osoby i jej nierówny oddech.
Chciałem już puszczać barierkę.
- Sehun? SEHUN! CO ROBISZ? – krzyknęła owa istota i
wtedy świadomość, kim ona jest, uderzyła we mnie mocno. Luhan wydał z siebie
jeszcze jeden, głośny krzyk, a potem dotarł do mnie i mocno przytulił się do
pleców, tym samym uniemożliwiając mi upadek.
Poczułem przyjemne ciepło od jego ciała i mocno bijące
serce Luhana. To było właśnie to, za czym tęskniłem.
Nie rozumiałem tylko… Czemu tak panikował? To tylko sen… Chyba…?
* * *
Kai ~
Jeszcze maszerowałem na granicy ciepłego, w miarę
przyjemnego snu i obudzenia się w zimnym pokoju, uświadomiwszy sobie, że kołdra
odkrywa znacznie za dużo mojego zmęczonego ciała. Tymczasem przewróciłem się
jedynie na drugi bok, ignorując szumienie w głowie. Jeszcze się nie
zastanawiałem, jak będę dzisiaj wyglądać – z worami pod oczyma, zamykającymi
się powiekami, nieświeżym oddechem i tak dalej. Przez chwilę wolałem zostać w
słodkiej niewiedzy i nieświadomości swojego żałosnego stanu.
Lubiłem imprezy, ale znacznie mniej adorowałem poranki
po nich. Okropieństwo. Wtedy zawsze sobie mówię, że to już ostatni taki wypad,
jednak, jak można się spodziewać, tylko na obietnicach się kończy.
Mruknąłem z dezaprobatą, czując chłodny dreszcz
przebiegający mi przez kręgosłup. Chciałem dalej spać, mieć na wszystko wyjebane i po prostu wypoczywać sobie w
świętym spokoju, wylegując się w cieplutkim łóżeczku. Tak, zdecydowanie o tym
teraz marzyłem. W końcu nic się takiego nie stanie, gdy raz nie będzie mnie na
uczelni.
W tym też momencie poruszyłem się gwałtownie, zdając
sobie sprawę, że przecież dzisiaj zajęcia mam wieczorem, a o dziewiątej
powinienem stawić się u ojca w biurze i… cholera
jasna.
Podniosłem się prędko, przeklinając wszystko, co
przyjdzie mi do głowy, po czym sięgnąłem po telefon w celu ogarnięcia która
jest godzina. Aż uchyliłem usta, uświadomiwszy sobie, że jest już za
dwadzieścia jeden dziewiąta, a mój stan pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo
do miejsca, w którym znajduje się biuro, jedzie się zdecydowanie dłużej niż
dwadzieścia jeden minut. Jestem skazany na spóźnienie się, nawet jeżeli
posiadam motor.
Normalni ludzie pewnie zaczęliby się śpieszyć, byleby
być na miejscu jak najwcześniej, z kolei ja… Ja straciłem wszelkie możliwe
chęci. Skoro i tak teoretycznie już byłem spóźniony, to co za różnica ile się
spóźnię? Ojciec tak czy siak będzie zły, pewnie zacznie krzyczeć, oberwie mi
się i tak po kolei. Jedyne, co mnie interesowało to to, kogo przydzielił mi do
pomocy. Miałem nadzieję, że to będzie chociaż ktoś w podobnym wieku, a nie
facet lub kobieta z czterdziestką na karku. Ale projektowanie logo raczej
przydzieli komuś młodemu. Chociaż… po nim można spodziewać się wszystkiego.
Nie chciało mi się wcale, ale mimo to wstałem, w miarę
gotowy do funkcjonowania. Ogarnąłem się w miarę sprawie, złapałem jedynie za
klucze do motoru oraz portfel z zamiarem kupienia sobie czegoś po drodze, po
czym wyszedłem z mieszkania z głośnym trzaskiem. Sąsiadka pewnie znów będzie
miała pretensje o zbyt głośne zachowywanie się o porankach… No cóż, trudno.
Czasami zastanawiam się co mną kierowało, że nie
zgodziłem się mieszkać w jednym z hoteli ojca, jednak potem spoglądałem na jego
wredną twarz i wszelkie wątpliwości co do mojej decyzji magicznie odpływały.
Kupiłem jedynie jakąś bułkę, już mając świadomość, że
będę głodował przez najbliższe godziny. Z kawy zrezygnowałem – jazda motocyklem z gorącym napojem nie
jest najwspanialszym pomysłem, na jaki mogłem wpaść.
Zobaczywszy jeszcze z daleka znajomy budynek,
skrzywiłem się jedynie. Miałem ochotę na wstępie stąd zwiać, zawrócić.
Izolowałem się od swojej rodziny jak najbardziej mogłem: mieszkałem daleko od
nich, właściwie widzieliśmy się tylko wtedy, kiedy to było naprawdę koniecznie.
W każdym razie ja nigdy takiego spotkania nie zainicjowałem sam od siebie. Nie
znosiłem, gdy mieli nade mną przesadzoną aż kontrolę. Nie mogą mnie ciągle
pilnować, w końcu muszę się usamodzielnić! Tak też przejęcie firmy od ojca nie
było moim marzeniem, wolałem sam zapracować na swój sukces, a nie korzystać z
tego, co stworzył ojciec. Zero satysfakcji.
Jedyne, czego chciałem od ojca to niewielka dopłata za
mieszkanie, którego póki co nie byłem w stanie spłacać sam w całości. Mimo
wszystko dalej byłem czasami przymierającym z głodu studentem, który potrzebuje
pomocy rodziców. Chociaż nigdy bezpośrednio nie prosiłem o pieniądze –
dostawałem je. Mniemam, że to za sprawą mamy.
Zaparkowałem wreszcie przed biurem i zwlokłem się
zgrabnie z siedzenia, z ogromną dawką
energii i entuzjazmu kierując się do wejścia.
No co ja takiego zrobiłem, że muszę tu być…?
Już miałem nadzieję, że przemknę się niezauważony
przez hall, zapytam zapewne miłą recepcjonistkę o swoje stanowisko i skieruję
się właśnie tam, nim ktokolwiek zauważy moje prawie czterdziestominutowe
spóźnienie, aczkolwiek wtedy właśnie natknąłem się na NIEGO. Jak w jakimś
tandetnym filmie, no przysięgam.
- Jongin, do cholery, czy ty zawsze musisz zrobić coś
nie tak?!
- Dzień dobry, tato, również miło mi cię widzieć –
mruknąłem z przekąsem tak jadowicie, że recepcjonistka aż zerknęła na mnie z
czymś, co balansowało na granicy podziwu, jak i oburzenia. No tak,
przypuszczam, że nikt prócz mnie nie miał odwagi odezwać się w taki sposób do
swojego szefa. Jednak kiedy szef jest jednocześnie twoim tatą, od którego najchętniej
byś się odizolował – to zmienia postać rzeczy.
Zgromił mnie spojrzeniem, co nie wywołało we mnie
jakichś żywszych emocji.
- Do gabinetu – warknął, a ja z kolei wywróciłem
teatralnie oczyma. Więc zaczynamy tę szopkę. Może to źle, że tak pesymistycznie
podchodziłem do tej pracy? Przecież może być naprawdę zabawnie. Wzruszyłem
jeszcze ramionami, zerkając na kobietą za ladą, która unosiła brew, po czym
odwróciłem się na pięcie i ruszyłem za ojcem.
Jego „gniazdko” było dla mnie znajome, bywałem tu
czasem jeszcze gdy byłem smarkaczem i kiedy miałem oczywiście lepsze relacje z
rodzicami. Sam nie wiem, co tak dokładnie wywołało mój młodzieńczy bunt, a
potem niejako decyzję na spędzenie reszty życia. Najpierw ignorował mnie po
całości, by następnego dnia nałożyć tyle zakazów na moje życie towarzyskie, że
to aż było śmieszne. Można powiedzieć, że miał po prostu dobre chęci… Ale to
zdarzało się zbyt często.
Usiadłem na kremowym fotelu zupełnie tak jak kilka dni
wcześniej. Spoglądałem na mężczyznę ze spokojem, kiedy ten wydawał się być o
prostu zmęczony całą tą sytuacją. Uniosłem brew i zignorowałem stopniowo
napływające wyrzuty sumienia. Nie czas na sentymenty!
- Więc? – zacząłem, kiedy ojciec nadal nie zaczynał.
Dziwne, już dawno powinienem zostać co najmniej zmieszany z błotem.
- Nie byłbyś sobą, gdybyś się nie spóźnił już
pierwszego dnia, prawda? – spytał, ściskając kąciki oczu dwoma palcami. Milczałem,
zaciskając zęby z kumulującej się we mnie frustracji. – Czekam na wyjaśnienia.
- Co niby miałbym ci wyjaśniać? – zapytałem bezmyślnie.
- Oczywiście to, dlaczego przyszedłeś tak późno – powiedział,
splatając ręce na klatce piersiowej i opierając się o swój fotel. – Nie mam
zamiaru się tutaj z tobą użerać, bo to nie dom, ani nie plac zabaw, a ty jesteś
podobno dorosłym człowiekiem, więc powinieneś to zrozumieć. Nie mam zamiaru
traktować cię inaczej niż innych pracowników.
Trzeba przyznać, że nieco mnie przytkało i wbiło w
oparcie, gdy skończył to swoje przemówienie. I miałem odpowiedź na swoje
pytanie, które zadałem sobie jeszcze w klubie (o dziwo to pamiętam…) – nie będę
nikim specjalnym w tej firmie. To w sumie dobrze? Niby tak jak sobie życzyłem,
chyba dlatego postanowiłem spauzować chociaż dzisiaj.
- Zaspałem po prostu, budzik nie zadzwonił – odpowiedziałem
z opanowaniem.
Po prostu nie poznawałem człowieka, z którym spędziłem
niemalże całe życie. Podmienili go? Porwali, podstawiając jakiegoś sobowtóra?
Zamrugałem gwałtownie. Miałem dziwne przeczucie, że zaraz zdarzy się coś nieprawdopodobnego.
Tata kiwnął głową ze zrozumieniem (?!), przeglądając papiery leżące na biurku.
- No dobrze – mruknął. – Następnym razem postaraj się
nie spóźnić, nie w taki sposób zarabia się pieniądze.
- Jasne – odparłem. Rany, to jedna z najspokojniejszych
rozmów, jakie z nim przeprowadziłem. Aż zacząłem się zastanawiać, czy
przypadkiem nie śnię.
- Twoje stanowisko jest na drugim piętrze,
recepcjonistka powinna cię tam zaprowadzić. W środku będzie już twój
współpracownik. Możesz iść.
Wstałem po prostu, chcąc jak najszybciej się stąd
ewakuować. Byłem mentalnie przygotowany na jakiś atak, krzyki i inne takie,
spokojna, opanowana rozmowa nie wchodziła w grę. Wyszedłem pospiesznie z
pomieszczenia, wzdychając głęboko, kiedy znajdowałem się już na korytarzu. To
za wiele dla mnie! A dzień dopiero się rozpoczął.
Tak jak ojciec powiedział, ta sama kobiecina od
uniesionych brwi zaprowadziła mnie do całkiem ładnego biura. Drugie piętro było
bardziej oszklone – zamiast zwykłych ścian były szyby, które można zasłonić
roletą od wewnątrz. Panował tu taki wystrój, jaki w miarę mi się podobał.
Pomijając wszystko, miejsce pracy było naprawdę… wdzięczne. Patrząc na sytuację z innej perspektywy – powinienem być
zadowolony z takiej roboty. Nie każdy student ma okazję od razu pracować w
dużej, dobrze prosperującej firmie.
Popchnąłem przeźroczyste drzwi, widząc jakąś osobę
stojącą tyłem do mnie. Zmrużyłem oczy, próbując dokładnie ogarnąć, czy znam tę
osobę czy nie. Chłopak, to stwierdziłem od razu, odwrócił się wraz z
usłyszeniem szelestu, którego wywołałem. W tym też momencie „ścięło” mnie po
raz kolejny. Co jeszcze niewiarygodnego się dzisiaj przytrafi?
Przede mną w całej swojej niewielkiej okazałości stał
Baekhyun, dokładnie ten sam, który namiętnie lepił się do mnie po pewnej
imprezie. Czemu moja pamięć po alkoholu nadal jest taka dobra?
Chłopak ogarnął mnie spojrzeniem od góry do dołu, po
czym wyprostował się i uśmiechnął lekko. Taki uśmiech wyglądał znacznie lepiej
niż ten pijacki, jakim uraczył mnie wtedy.
- Cześć, jestem Byun Baekhyun – przedstawił się.
Miałem ochotę powiedzieć „wiem to!”, ale powstrzymałem się. W sumie to wciąż do
końca nie potrafiłem wyjść z szoku. Świat jest zajebiście mały. – Ty pewnie
Jongin?
- Tak. Skąd wiesz?
- Twój ojciec… szef mi powiedział. – Wzruszył ramionami.
– Naprawdę chciałeś pracować w firmie swojego taty.
- To już nie twój interes. – Sam nie wiedziałem kiedy
te słowa ze mnie wyleciały. Czy ja byłem zdenerwowany? Przecież to tylko jakiś
chłopak. Który zdaje się, że mnie nie pamięta w ogóle. Nie wiem, czy to dobrze
czy wręcz przeciwnie. Byun uniósł brew, wolno kiwając głową.
- Okeeej, w porządku, można było spokojniej – burknął dość
cicho, a ja miałem ochotę dać sobie po twarzy. Zachowywałem się zdecydowanie
dziwnie.
- Zwyczajnie nie lubię, jak ktoś się pyta o ojca. –
Próbowałem jakoś z tego wybrnąć, co chyba mi się udało, bo ponownie kiwnął
głową.
- No dobra, nieważne. Zajmijmy się pracą. Dobrze
gdybyśmy ustalili kto co robi, żeby skończyć projekt jak najwcześniej. Potem
może będzie jakiś następny… Całkiem dobrze rysuję, więc mogę się tym zając, ty…
- mówił, zaś ja rozsiadłem się wygodnie na swoim krześle przy biurku, wyciągając
śniadanie zakupione po drodze. Słysząc wzmiankę o sobie, dopiero teraz na niego
spojrzałem.
- Czekaj, Baekhyun – przerwałem mu. Spoglądną w moją
stronę, lekko zmieszany. – Wiem, że mamy pracować razem, ale chyba lepiej
będzie dla nas obu, jak coś wytłumaczę. Jestem tutaj właściwie tylko dlatego,
że zostałem zmuszony, w dodatku za pomocą skutecznego, jak widzisz, szantażu.
Nie zależy mi na tej robocie.
- Chyba nie rozumiem.
Westchnąłem lekko, opierając się o oparcie obrotowego
fotelu.
- Zwyczajnie nie mam zamiaru ci pomagać –
wytłumaczyłem bezpośrednio. Jego policzki zaczęły czerwienieć, zapewne przez
zdezorientowanie. A może i zdenerwowanie, kto wie.
- Mam wszystko zrobić sam? To dużo roboty. – Jęknął się
tylko raz, na samym początku. Potem jego głos był pewny i zdecydowany.
- Jestem przekonany, że dasz sobie radę –
odpowiedziałem mu wymijająco. Cholera. Ze mną naprawdę coś jest nie tak.
Przecież nie chciałem być dla niego niemiły. Dlaczego więc odzywałem się do
niego w taki sposób? Chłopak uchylił usta z frustracji. Miałem wrażenie, że
jeszcze trochę i wybuchnie.
- Naprawdę w dupie masz to, że dla mnie ta praca z
kolei jest ważna i bez niej praktycznie nie mam z czego żyć?
Oblizałem usta. Kolejna część robienia z siebie
nieroba i kompletnego idioty. Zdenerwowanie zjadło mi mózg.
- Jeśli mam być szczery, to chyba tak, mam to w dupie.
- Świetnie – podsumował tonem pełnym sarkazmu. –
Cudownie. Lepszej pracy nie mogłem sobie wymarzyć.
Wpatrywałem się w niego udawanym, beznamiętnym
spojrzeniem. Tak naprawdę chciałem mu pomóc, choć teraz nie do końca zdawałem
sobie z tego sprawę. Musiałem oczywiście zachować imidż dupka przez jakiś czas.
- Skoro tak uważasz, muszę się z tobą zgodzić,
Baekkie.
~***~
Wreszcie skończyłam! T^T Sądziłam, że uda mi
się jeszcze wyrobić na sobotę, jednak spóźniłam się o te kilka minut.
Szkoda! :c Ale i tak jestem w miarę zadowolona, że nie przeciągnęłam
tego zupełnie na niedzielę.
Oddaję Wam w łapki TO. Średnio mi się ten
rozdział podoba, ale chyba nie jest najgorszy... No, liczę na opinie.
Ah, i przepraszam za błędy, ale nie mam siły już ich poprawiać. Kiedyś
nadrobię.
Dziękujemy bardzo za nominacje do Liebster Award, ale jak już Uszati wspominała jakiś czas temu - jest nas dwie, więc zwyczajnie nie ma sensu brać udziału w tej zabawie. Niemniej - to bardzo miłe, dziękujemy jeszcze raz bardzo mocno. ♥
Dodatkowo, zapraszam na DyingSouls. Wprawdzie nic jeszcze tam nie ma, ale przygotowania trwają. :)
KOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOCHAM to opowiadanie i umierałam czekając na nie a teraz rozpływam się że wreszcie mogłam je przeczytać. Nie jest średnie, jest zarąbiste jak każde poprzednie i z całą pewnością kolejne. Teraz tak się wszystko toczy, że ciekawość wyżera mnie całkowicie i mam nadzieje ze czas, wena i chęci pozwolą ci na publikowanie postów częściej.
OdpowiedzUsuńWeny! :)
ja chcę jakieś zajebiste rozwinięcie tego KaiBaeka, najlepiej smutowe ;;;;;;;;;;;;;;; prooooooszę <3
OdpowiedzUsuńJuz cię lubię ^^
UsuńWreszcie coś nowego do poczytania! Wyczekiwałam tego partu z niecierpliwością, ponieważ od samego początku ta historia niezwykle mnie zauroczyła.
OdpowiedzUsuńTen part był dla mnie chaotyczny. Przeskakiwanie z narracji do narracji nie było zbyt dobre, przynajmniej w moim odczuciu. Byłam zwyczajnie zdezorientowana, czytając rozdział, ale być może ze względu na to, że było niezwykle późno.
Nie było średnio, Bereniko. Nie mów tak. Wprawdzie wyłapałam kilka znaczących błędów, ale odnośnie treści - jestem zadowolona.
Relacje Jongina i Baekhyuna są świetne! Ciekawi mnie to, w jaki sposób ich znajomość rozwinie się.
Berenika, głowa do góry! było naprawdę wspaniale! :)
Trzymam za Ciebie kciuki i czekam na kolejne rozdziały tego opowiadania.
Pozdrawiam.
ten rozdział jest mega! zresztą jak każdy xD Nie mogę się doczekać następnego ^^
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa, jak rozwinie się relacja między Kaiem a Baekiem, wesoło będą mieli w tej pracy, nie ma co XD ^^ i czo ten Sehun, ryzykant się kurna znalazł ;-; za mało adrenaliny ma czy co?
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać następnego rozdziału, dużo weny życzę :3
Spierdaaalaj Bere x.x
OdpowiedzUsuńGupia jesteś i w ogóle gupim gupkiem , na lepsze obelgi mnie nie stać,bo mój sarkazm i cięte riposty się wyczerpały przez to gupie cm które jest gupie . Jestem gupia że mówię, że cm jest gupie, chociaż właściwie jest gupie bo ryje mi musk,który jest i tak wystarczająco chory.
Przejdźmy do oceniania działu FICKI-BERENIKI (NEVA EVA MI SIĘ TO NIE ZNUDZI,NIGDYY XD)
Sziszun w klubie. Mówimy o tym samym sziszunie,który praktycznie spławil Kaia ,gdy tamten go próbował wyciągnąć na imprezę , bo chciał się U.C.Z.Y.C ?
Zgubiłam się , ale w sumie dobrze ze poluzowal ten pasek od ciasnych spodni nauki *^* ja pierdole,co to jest , jakie ja metafory w ogóle , Jezu x.x
I czemu nie było Luhana ? NO WHY. nie myśl sobie , ze się od razu staje hunhan sziper bo tak nie jest,ale to jest opowiadanie z HUNHANEM , a Sehun go sam nie może tworzyć , bo potrzebny jest mu Luhan , żeby no nie wiem... BYŁ HUNHAN?
będę tu przelewać wszystkie frustracje jak na brata kiedy zmusił mnie siłą bym mu zrobiła kanapkę bo "ojejku zrób mi , odcialem sobie paluszek,nie dam rady" ALE CO MNIE TO ,ŻE OBCIAL JAKIŚ PALUCH? CZY TO GO ZWALNIA Z ROBIENIA KANAPEK I ODCIĄGANIA MNIE OD POPRAWIANIA ZDJECIA SELENY NA PHOTOSHOPIE? NIE. KURWA.NIE.
NO WIĘC CZY CIEBIE ZWALNIA TO Z OBOWIAZKU DANIA JAKIEGOŚ GUPIEGO KISSA GUPIEGO SEHUNA Z GUPIM LUHANEM W GUPIM HUNHANIE W GUPIM CM PISANYM Z GUPIOM USZATI (uszku nie złość się,ja cię kocham,remember,ale rozumiesz,potrzebna mi ilość jak najlepszych rzeczowników :) ) NIE ? NO NIE,KURWA.
punkt następny.
Nie dziwie się , ze poszedł bo ile można czekać w śmierdzącym klubie ? Poszedł się przewietrzyć,no i dobrze. Będę opisywać najpierw perspektywy sziszuna,będzie mi dużo łatwiej niż mieszać go z kaiem . I teraz następuje wielkie WHAT THE WHAT THE kiedy zobaczyłam , a właściwie przeczytałam ,ze on pali . Czul się nacpany jeszcze , ej no jak Jongin, bliźniaki , w dodatku chudziny i niezłe dupy <3 nie ,żeby mi się nie podobała Wizja sziszuna cpuna omo ** a luhana jak nie ma to nie ma. Hyh zastanawiał się jak to jest Umierać .... Też się zastanawiałam,dużo razy,ale po prostu boje się wizji ze kiedyś umrę i bardziej przerażające jest to,ze nie wiem co się będzie ze mną działo,i to tak właściwie jeden z moich największych strachów , wiec omine ten fragment, ale zaintrygowało mnie to , nie powiem . Mam to określić jako logika sehuna czy bere ? Niech będzie Berhun *^*
BOŻE,JAK DOBRZE , ŻE SIE LU POJAWIŁ, ale też nie wiem , bo to sen,ale macie w tym raczej głębszy watek bo to w koncu supernatural , wiec można się spodziewać takich zdarzeń :)
To teraz Kai - pan- nie-adoruje-pobudek-po-imprezach
A kto adoruje kaca i te inne ?
Spoznil się do pracy,tak to jest jak się wraca nad ranem do domu , jeszcze mając takiego ojca to bym się bala,nie powiem x.x
ale on ma chyba na wszystko wyjebane , mój kochany ^^
Ale jego tata był spokojny...zbilas mnie z tropu , bo brałam go za narwanego typa ..
No i cóż ... BAEKKIE , WIEDZIAŁAM, ŻE TO NASTĄPI, KIEDY PISAŁAŚ JEGO PRZEMYSLENIA O WSPÓLNIKU XD
strasznie się cieszę , mam podjarke,fangirling etc ale on go nie pamięta :( za to Kai .... BARDZO BARDZO XD przypomniało mi się jak o nim snil <3 ale debil,że chce przed nim udawać obojętnego w dodatku mu nie pomagając , tak sobie raczej u niego sympatii nie wyrobi ..
Czekam na ciag dalszy,hwaiting berr <3
P.s
Do uszatki : opuściłam się w snh,ale nie martw się,postaram się szybko nadrobić :)
Weny dla was obu, oKEY ? ^^
P.s
UsuńTak tylko skromnie szablon mnie zabija,amen <3
Trafiłam na waszego bloga już jakiś tydzień albo więcej temu, ale dopiero teraz wszystko przeczytałam i mam zamiar skomentować. Może nie tak szczegółowo, bo zeszłoby za długo. W ogóle początkowo myślałam, że to będzie takie po prostu zwykłe opowiadanie. Wszystko było okey. Do czasu tego wylotu... Naprawdę wtedy przeżywałam całą tą sytuację z bohaterami. Było mi strasznie przykro, kiedy Luhan powiedział Sehunowi, że już nic do niego nie czuje...:( Niby to uzasadnione, bo amnezja... Ale mimo wszystko bardzo przykra sytuacja:/ Potem minął rok i wkroczył Baek^^ Tak bardzo się ucieszyłam, w ogóle 3 moich ulubieńców^^ Znaczy Kaia też lubię, ale nie aż tak bardzo, jak tamtych:3 No, ale wracając... Ten pomysł ze spotkaniami we śnie! No coś niesamowitego<3 Nie wiem, skąd wzięłyście ten pomysł, ale wiem, że ogromnie mi się podoba^^ Nie dość, że HunHanowi powolutku (baaardzo powolutku) zaczyna się układać, to mam cichą nadzieję na KaiBaeka...;> Od razu wiedziałam, że to Baekkie będzie tam pracował<3 A Kai taki...taki...ugh, taki Jongin-.- Intryguje mnie, ale zarazem wkurza jak nie wiem co>< Nie wiem, co mam ze sobą zrobić przez to xD I jeszcze wracając do Sehuna i Lulu... To się spotkają w realu, co?:c Tak bardzo bym chciała^^ Byłoby idealnie. No dobra, jak na dzisiaj to tyle, bo nie będę się rozpisywać bez sensu;) Będzie dłuższy komentarz pod następnym postem^^
OdpowiedzUsuńTakże życzę wam mnóstwo weny, czasu i chęci do pisania:*
Hwaiting~!
Pozdrawiam, Yuri^^
PS.: jeśli macie ochotę, zajrzyjcie na mojego bloga -> link w profilu, bo nie chcę spamować:)